Mecze z Werderem już chyba zawsze kojarzyć nam się będą z niewykorzystanymi szansami, z głupio traconymi golami i stratą punktów w ostatnich minutach. Nie inaczej było w piątkowy wieczór. 2.000 gol dla Bayeru, a także dwa kolejne – nie dały mu zwycięstwa. Bremeńczycy rzutem na taśmę uratowali dla siebie remis.
Ten dwutysięczny gol zostanie zresztą zapamiętany na długo, bo Tin Jedvaj, niepilnowany, po przytomnym podaniu Stefana Kiesslinga w 17. minucie, atomowym strzałem, z trudnej pozycji, zdobył kapitalną bramkę, gdy piłka po odbiciu od poprzeczki i murawy wpadła do siatki.
Kolejne dwa gole zdobywali niestety rywale, właściwie były one do siebie bardzo podobne. Błąd w ustawieniu naszej defensywy, niekryty zawodnik Werderu z prawej strony i najpierw Fin Bartels, a później Franco Di Santo w sytuacjach sam na sam z Berndem Leno nie dawali mu szans. Ten drugi trafił do siatki już w drugiej połowie, w 60. minucie i na BayArenie zrobiło się nerwowo.
Sytuację szybko jednak uspokoił fantastycznym golem Hakan Calhanoglu, który idealnie przymierzył z rzutu wolnego i udowodnił, że warte było uparte poświęcenie naszych włodarzy, by ściągnąć go do Leverkusen. 10 minut później Heung-Min Son znów wyprowadził Bayer na prowadzenie po ładnym golu, gdy mając obrońcę na plecach odwrócił się w ekspresowym tempie po przyjęciu piłki i precyzyjnie uderzył przy słupku.
Nic wtedy nie zapowiadało straty punktów gospodarzy, grających przy komplecie publiczności, którzy jeszcze w pierwszej połowie zmarnowali bowiem wiele dogodnych sytuacji – słupek Gonzalo Castro, poprzeczki Emira Spahicia i Levina Oztunaliego.
To jednak goście zakończyli ten festiwal goli, tradycyjnie w końcówce, niestety znów po błędzie defensywy, gdy po dośrodkowaniu z lewej strony w polu karnym Bayeru znalazło się aż czterech niepilnowanych graczy z Bremy i ostatecznie Sebastian Prodl, nie dając szans Berndowi Leno ustalił wynik na 3:3.
Ten mecz to przede wszystkim dobry materiał dla Rogera Schmidta. Szkoda, że nie odbył się on przed przerwą na mecze reprezentacji narodowych, bo byłby czas do naprawy błędów. O ile w ofensywie potencjał w tej chwili jest naprawdę przeogromny, o tyle trzeba chyba nieco jednak zmniejszyć dystans pomiędzy agresywną i szybką grą do przodu, a zwykłym pamiętaniem o ustawieniu i powrocie do defensywy, bo właśnie przez ten prosty błąd, właściwie gapiostwo, traciliśmy gole w meczu z przeciętnym rywalem. Kolejni będą już bardziej wymagający.