Dzisiaj Aptekarze pokazali się z dwóch stron. Z dobrej oraz z tej złej. Na nasze nieszczęście dzisiaj zwyciężyła ta gorsza strona. Po zaciętym i zwariowanym spotkaniu Bayer poległ na własnym boisku z Borussią Monchengladbach 2:3.
Chyba nikt z nas nie przepada za określeniem ?Typowy Bayer”. Niemniej jednak trzeba się zgodzić z tym, że w tym określeniu jest sporo sensu. To nie pierwsze i zapewne nie ostatnie spotkanie, kiedy gra Aptekarzy powoduje u nas nerwowe drgawki. Nie inaczej było dzisiaj. Po pierwszej świetnej połowie, w której Bayer prowadzili 2:0, zawodnicy postanowili z nieba spaść do prosto do piekła i ostatecznie przegrać spotkanie 2:3. No cóż… ciężko być kibicem Bayeru.
Zaczęło się fajnie. Pierwsza połowa w głównej mierze należała do podopiecznych Rogera Schmidta. Goście mieli swoje szansę, jednak nie potrafili przełożyć tego na trafienia. Aptekarze przeciwnie. Dwa szybkie ciosy i zrobiło się 2:0. W jednym i drugim przypadku bramka padła po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Calhanoglu, który trzeba przyznać – ostatnio spisuje się na miarę oczekiwań. Najpierw Sommera pokonał w 31.minucie Tah, a trzy minuty później przełamał się Chicharito.
Druga część meczu należała już tylko do jednej drużyny. Aż trudno uwierzyć, żeby w trakcie przerwy gra zespołu mogła się tak diametralnie zmienić. Pomijając fakt, że Gladbach zdecydowanie odżyło po tej przerwie to gra Leverkusen momentami sięgała dna. Gorszy dzisiaj był chyba już tylko komentarz na Eurosporcie 2.
Pierwszy gol został zdecydowanie podarowany przez Taha, który w polu karnym zachował się jak kompletny amator i pozwolił oddać Stindlowi uderzenie. Strzał był na tyle precyzyjny i silny, że Leno musiał wyjmować piłkę z siatki. Tym samym Tah wyrównał swój dzisiejszy indywidualny wynik 1:1. Tomasz Hajto krótko skwitował jego zachowanie: ?kryminał”.
Kilka minut później zrobiło się już 2:2. Tym razem nie popisała się cała formacja defensywna Leverkusen. Akcję lewą flanką przeprowadził Oscar Wendt, dośrodkowując prosto na głowę niepilnowanego Stindla. Niemcowi nie pozostało nic innego, jak wpakować piłkę do siatki.
Trzeci i ostatni cios zadał Raffael. Po raz kolejny dzięki Tahowi, który został wręcz ośmieszony przez Brazylijczyka. Raffael z łatwością minął bezradnego Niemca i po długim rogu, spokojnym strzałem pokonał Leno.
Niestety nie udało się odrobić starty i zwycięstwo Borussii stało się faktem. Przegrywamy kolejne spotkanie w tym sezonie i powoli oddala się szansa na dobre miejsce na koniec sezonu.Z taką grą nie mamy co liczyć nie tylko na Ligę Mistrzów, ale nawet na Ligę Europejską. Pozostaje nam tylko pytanie. Jak wielki kredyt zaufania ma trener Roger Schmidt?