W tym sezonie nasz Fanclub obecny był już na czterech spotkaniach Bayeru. Ostatnią naszą wyprawą, był wyjazd do Dortmundu, na spotkanie z miejscową Borussią. Na największym niemieckim stadionie- Westfallenstadion, pojawiliśmy się w 8 osób!
Jeszcze parę miesięcy wcześniej, tego wyjazdu nawet nie było w planach. W rundzie wiosennej chcieliśmy zaliczyć Derby, oraz mecz ostatniej kolejki, w Monchengladbach. Polski Fanclub Bayeru 04 Leverkusen podjął się organizacji tego wyjazdu po odkryciu bardzo ciekawych promocji linii lotniczych Wizzair. Za przelot w obie strony, trzeba było zapłacić jedyne 70 zł! Po krótkiej naradzie padło hasło- lecimy, takiej okazji przegapić nie możemy! Gorzej wyglądała sytuacja z wejściówkami na owy mecz. W związku z dużym zainteresowaniem kibiców Bayeru, jedna osoba- na dodatek zarejestrowana w Bayer04-Club, mogła nabyć maksymalnie 2 bilety. 2 bilety nas nie satysfakcjonowały. W pewnym momencie zapisów, pomyślałem że uda nam się pobić rekord wyjazdowy z Berlina (13 osób), lecz ostatecznie wystarczyło 8 biletów. Standardowo, 2 bilety zamówił dla nas Marcel, pozostałe 6 biletów udało nam się pozyskać dzięki pomocy Franky’ego z Fanhaus (coś a’la stowarzyszenie kibiców), za co serdeczne dzięki.
Przejdźmy już do samego wyjazdu. Kasia, skrywająca się na naszym forum pod nickiem ?Aptekarz?, tradycyjnie już jako pierwsza wyruszyła w kierunku stolicy Dolnego Śląska. Lecz zanim się z nią spotkałem.. w Dortmundzie była już pierwsza osoba reprezentująca nasz Fanclub- mowa o Besonie, który leciał z Gdańska i na miejscu był już w okolicach godziny siódmej. Na dworcu głównym spotkałem się z ?Aptekarzem? o 9:15, a już 45 minut później wysiedliśmy z autobusu, który dowiózł nas pod samo lotnisko. Tam czekała już na nas Panda, a po paru minutach dołączył do nas Marek, wraz z Żoną i Synem (który został tym samym najmłodszym wyjazdowiczem w krótkich dziejach naszego FC), oraz Jarek.
Jeszcze przed wejściem na lotnisko zauważyliśmy kilka osób w ciuchach Borussii Dortmund, lecz jak się później okazało, nie podróżowali oni razem z nami. Po przejściu odprawy, udaliśmy się prosto do hali odlotów. Minęło ok. 30 minut i dostaliśmy komunikat który trochę popsuł nasze humory- 1.5 h opóźnienia… Na szczęście te, prawie 3 godziny zleciały nam dość szybko na rozmowach o naszym klubie. Jeszcze przed wejściem do samolotu, informowaliśmy Besona poprzez smsy, który czekał na nas od dobrych kilku godzin w Dortmundzie, o naszej sytuacji.
Na pokładzie samolotu również było wesoło i po godzinie lotu wylądowaliśmy w Dortmundzie. Tak jak się umówiliśmy, na lotnisku czekał na Nas Beson i już w komplecie przemieściliśmy się do centrum. Co ciekawe, gdy posiada się bilety na mecz, komunikacja miejska tego dnia jest bezpłatna.
Na dworcu głównym rozstaliśmy się z kolei z Pandą, która pojechała do hotelu zostawić swoje bagaże. Tam też uznaliśmy że zobaczyć centrum udamy się później, a teraz jedziemy prosto na stadion. Na mieście widać było pełno kibiców Borussii. W tym mieście każdy mecz to jedno, wielkie piłkarskie święto i widać to na każdym kroku. Gdy dortmundzkim metrem dojeżdżaliśmy powoli do stacji końcowej, zza szyby mogliśmy podziwiać olbrzymie rozmiary, największego niemieckiego stadionu. Po opuszczeniu metra przechadzaliśmy się w okolicach stadionu, by kilka chwil później przejść na stację kolejową ?Signal Iduna Park?.
Po co tam poszliśmy? Ok. godziny 16:50 na ową stację dojechał pociąg specjalny, wypełniony ok. 1000 kibiców Bayeru Leverkusen. Policja wyznaczyła trasę przejścia kibiców z Leverkusen tak, by Ci mieli jak najmniejszą styczność z miejscowymi- mimo tego nie obyło się bez drobny incydentów, po których to na kilku kibicach BVB wylądowały niemałe ilości piwa.
W całym tym zamieszaniu wypatrzył Nas Franky, który poprosił nas abyśmy się z nim jeszcze skontaktowali. Wszystko fajnie, lecz dalej brakowało nam dwóch biletów, które to były w posiadaniu Marcela. Rozdzieliliśmy się na dwie grupy, pierwsza poszła zanieść rzeczy do depozytu, a druga udała się w poszukiwanie Marcela. Na początku ciężko nam było go odnaleźć lecz na kilkanaście minut przed meczem spotkaliśmy się pod miejscem, w którym… sprzedawano gadżety Bayeru- taki przenośny Fanshop. Gdy byliśmy w posiadaniu wszystkich ośmiu biletów, ustawiliśmy się w kolejce do wejścia na sektor, a ta krótka nie była- na szczęście wchodzenie było dosyć sprawne i na sektorze gości pojawiliśmy się na ok. 5 minut przed pierwszym gwizdkiem sędziego.
Załapaliśmy się na prezentacje zawodników Borussii. Gdy spiker wyczytywał imiona zawodników, miejscowi kibice odpowiadali wykrzykując nazwisko gracza, a kibice Bayeru zamiast nazwiska krzyczeli w tym momencie coś innego 🙂 Kibice odśpiewali również słynne ?Youll Never Walk Alone?, oraz przy wyjściu zawodników ?Heja BVB?. Na sektorze gości zameldowało się tego dnia ok. 3700 kibiców Bayeru, co jak kibiców ?Aptekarzy? stanowi bardzo dobry wynik.
Sytuację na boisku opiszę krótko: W pierwszej połowie Bayer powinien prowadzić przynajmniej 3:0, lecz dwukrotnie kapitalnie wybronił Weidenfeller, a raz Derdiyok ustrzelił słupek. Druga połowa była całkiem inna i po pierwszej bramce BVB, poszło już jak z górki. Ostatecznie skończyło się na 3:0. Sytuacja na trybunach podobna do tej na boisku. Kibice Borussii żywiołowo dopingowali swoich graczy. Doping kibiców Bayeru, jak na liczbę- pozostawiał wiele do życzenia. W pierwszej połowie wyglądało to całkiem dobrze, lecz w drugiej części gry, kiedy to Borussia zdominowała Nas na boisku, zdominowała Nas także na trybunach. Ryk po zdobyciu bramki jest nie do opisania. Także gdy do dopingu włączał się cały stadion, wyglądało to kapitalnie.
W przerwie meczu spotkaliśmy się z Frankym oraz Paffim z Fanhaus by zrobić wspólne zdjęcie do BayArena Magazin.
Po meczu także zrobiliśmy sobie kilka fotek na tle stadionu, po czym odebraliśmy rzeczy z depozytu i podążyliśmy pod miejsce gdzie piłkarze obu drużyn wychodzą ze stadionu. Oczywiście nie zabrakło zaczepek kibiców Dortmundu na widok kibiców Bayeru. Oczywiście nie byliśmy im dłużni, tyle że nad tym co im odpowiadaliśmy musieli się zastanowić, bo ripostowaliśmy im w Naszym ojczystym języku 🙂 W momencie kiedy piłkarze z Leverkusen wyjechali z terenu stadionu, udaliśmy się do centrum, by coś zjeść i znaleźć nocleg.
To pierwsze nam się udało i to całkiem szybko. Zaledwie ok. pół godziny później siedzieliśmy w tureckiej knajpce i zajadaliśmy się kebabami 🙂 Gorzej było z noclegiem- chyba pół miasta zwiedziliśmy na nogach, by w końcu udać się taksówką w kierunku lotniska. Co nas zdziwiło- lotnisko było zamknięte do godziny trzeciej. Byliśmy na nim ok. 1:30. Co robiliśmy przez ten czas? Odwiedziliśmy MC Donald i tam przeczekaliśmy (większość może powiedzieć- przespaliśmy) te 1.5 h, po czym bardzo grzecznie poinformowano wszystkich (w lokalu spało prócz nas ok. 10 osób), że musimy opuścić tę restaurację.
Na lotnisku kolejna drzemka i ok. 5:30 musieliśmy przejść do odprawy. W tym momencie pożegnaliśmy się z Besonem, który swój lot miał dopiero za kilka godzin. Tym razem obyło się bez opóźnienia i bez żadnych przygód, do Pyrzowic dolecieliśmy w godzinkę. Trzeba wspomnieć że za transfer z lotniska do centrum Katowic zapłaciliśmy 20 złotych (!). Tuż przed dworcem pożegnaliśmy się z Kasią i w piątkę wyruszyliśmy pociągiem w kierunku Wrocławia. Myślę że tą relację można zakończyć bardzo znanym tekstem przyśpiewki: ?Czy wygrywasz, czy nie! Ja i tak kocham Cię!..”
Wszystkie zdjęcia z tego wyjazdu zobaczyć możecie klikając TUTAJ , a pozostałe filmiki- TUTAJ