Wiedziałem, że Hakan Calhanoglu w Leverkusen oznaczać będzie niesamowitą jakość na boisku i mnóstwo niepotrzebnego zamieszania w mediach jednocześnie. Nie spodziewałem się jedynie, że to drugie zacznie się tak szybko. Choć z drugiej strony, zapowiadać to mogła atmosfera skandalu, w jakiej opuszczał Hamburger SV, skonfliktowany z kibicami i krytykowany przez Olivera Kreuzera, dyrektora sportowego klubu z Hamburga.
Zanim jeszcze zdążył oficjalnie zadebiutować w nowej drużynie, Turek zapewnił, że w Bayerze planuje pozostać przez okres 2-3 lat. To i tak więcej, niż mu dawałem (prognozując, że opuści BayArenę już po pierwszym sezonie lub w trakcie drugiego), ale prezes Bayeru, Michael Schade, popuścił dziś wodze fantazji obwieszczając, że Calhanoglu wypełni pięcioletni kontrakt.
– Jestem pewien, że Hakan pozostanie z nami na pięć lat – powiedział Schade. – We wszystkich rozmowach zawsze mówił nam, jak bardzo cieszy się z gry dla Bayeru i z drużyny. (A co miał mówić? Że cierpi?) Tę radość można u niego zobaczyć na każdym treningu. Dzięki niemu chcemy uczynić nasz zespół silniejszym i jesteśmy przekonani, że będziemy mieć z Calhanoglu wiele radości.
Naiwniak i niepoprawny optymista, czy raczej spec od PR-u? Wskazywałbym na to drugie; człowiek plotący takie bzdury i święcie przekonany, że są prawdą, nie zostaje prezesem zarządu klubu z czołówki Bundesligi.
Podtrzymuję to, co kiedyś napisałem o Calhanoglu – to żaden członek drużyny, tylko najemnik. Piekielnie utalentowany najemnik, który mógłby stanowić wzmocnienie dla każdego klubu. Drzemiący w nim potencjał w zeszłym sezonie wykorzystywał zmierzający do drugiej ligi zespół z Hamburga, który po uratowaniu dla siebie najwyższej klasy rozgrywkowej w Niemczech ze wszelkich sił pragnął zatrzymać 20-letniego Turka. Ten jednak marzył o Lidze Mistrzów i rozpaczliwie pragnął odejść z klubu, najwyraźniej dochodząc do wniosku, że podpisany raptem parę miesięcy temu długoterminowy kontrakt nie był najlepszym pomysłem.
Za rok Hakana nie będą zadowalały same występy w Lidze Mistrzów. Będzie chciał odejść do klubu, z którym będzie mógł powalczyć o najwyższe cele, a nie wyjście z grupy i uniknięcie kompromitacji w 1/8 finału. Chyba że Bayer zostanie objawieniem tegorocznej edycji. Ale nawet wtedy nie jestem przekonany, czy Calhanoglu zostanie w drużynie Aptekarzy. Znów zaczną się cyrki z wypowiedziami w mediach stawiającymi obecny klub w roli czarnego charakteru, zwolnienia lekarskie i tym podobne zagrywki.
Obym się mylił. Nie mam osobiście nic do Calhanoglu, po prostu brzydzę się piłkarzami, którzy jawnie i bezwstydnie traktują mój ukochany klub jako trampolinę, odskocznię w walce o wyższe cele. Niestety, trzeba pogodzić się z tym, że Bayer potrzebuje kogoś o potencjale Turka będącego zawodnikiem, za którego Aptekarze wyłożyli największe pieniądze w historii. Pieniądze, które pewnie niebawem zwrócą się z nawiązką podczas jego sprzedaży. Do tego czasu będę mógł cieszyć oczy kolejnymi bramkami i asystami Hakana. Sympatii do niego wcale odczuwać nie muszę. W końcu to tylko najemnik, opłacony za ciężkie pieniądze podczas transferu, dzięki któremu obie strony osiągną korzyść.
Adrian Liput
(Artykuł ukazał się również na blogu „Na okrągło” -> LINK)