Dzień czwarty, poniedziałek 10. maja

Wolnego czasu, w którym zdążylibyśmy się wynudzić, podczas tego wyjazdu praktycznie nie mieliśmy, a ten poranek rozpoczął się dla nas równie dynamicznie, co poprzednie. Nawet nie zdążyliśmy zjeść śniadania, a już siedzieliśmy w samochodzie- naszym celem była BayArena. Po co jechaliśmy tam już na godzinę 11, skoro mecz pożegnalny Schneidera rozpoczynał się dopiero kwadrans przed 21? Dzisiaj mieliśmy też pomóc w przygotowaniu oprawy na wieczorne spotkanie.

Pod BayAreną byliśmy chwilę przed czasem. Tam, szybko połapaliśmy się z Pandą i Gabi, oraz Beatą, która po sekundzie dojechała do nas rowerem.

Prócz naszego skromnego zespołu, by pomóc zjawiło się ok. 30 osób. Niektórzy pozwalniali się z pracy, czy pouciekali ze szkoły, by się zjawić na stadionie. W końcu- każda wymówka dobra.. 🙂


Nasza pomoc wyglądała tak: Wszystkie materiały przenieśliśmy na trybuny, następnie rozciągając na sektorze D, olbrzymią sektorówkę. Gdy już widzieliśmy ile będzie ona zajmować, rozpoczęliśmy drugi etap. Polegał on na zwijaniu kartek papieru w 4 kolorach- czerwonym, czarny, żółtym i białym, i wsadzaniu je w krzesełka na tej samej trybunie za bramką. Efektem miały być: po bokach trybuny – cyferki 2 i 5, a na jej środku właśnie sektorówka z motywem Schneidera.


Co było dalej: Przeszliśmy pod sektor F, dostaliśmy kilka kartonów: z ulotkami i z świecidełkami. Ok. dwie godziny zajęło nam rozłożenie, 20 tysięcy i ulotek, i świecidełek. Na ulotkach opisane było co trzeba zrobić, gdy na stadionie zgasną światła… A jeszcze przed tym, udało nam się wypatrzyć, wchodzącego do hotelu- świeżo upieczonego Mistrza Anglii- Michaela Ballacka. Na skacowanego nie wyglądał.


Po ciężkiej, lecz sprawiającej przyjemność pracy, klub przygotował dla wszystkich pomocników małą niespodziankę. Każdy otrzymał specjalny, okolicznościowy szalik- przygotowany na mecz pożegnalny Schnixa.

W dobrych nastrojach i ciut zmęczeni, znów nawiedziliśmy ogródek Gabi, która po raz kolejny zaprosiła nas na grilla i także tym razem nie obyło się bez śmiechów.

Jeszcze na BayArenie, Paffi zaproponował naszemu Fanclubowi udział w konkursie, na godzinę przed meczem, który odbywał się na murawie. Co to za konkurs? Quiz o Schneiderze. Niestety było powiedziane że mogą wyjść tylko 2 osoby. Wybrane zostały Beata i Kasia. Właśnie Kasia, podczas grilla, cały czas przeglądała BayArena Magazin, poświęcony Schneiderowi. Wszystko dziewczyny przestudiowały: bramki w reprezentacji, datę urodzenia, wagę czy rozmiar buta…

Najedzeni powróciliśmy do Marcela, by choć chwilę odpocząć przed meczem. Beata odpoczywała u Brata, Kasia i Konrad ucięli sobie drzemkę. Wpół do 19, trzeba było wracać do Leverkusen. W końcu- długo wyczekiwany mecz, w którym kibice żegnali kapitalnego człowieka i piłkarza, któremu Bayer zawdzięcza bardzo wiele- Bernda Schneidera.

W pobliżu BayAreny, ciężko było o miejsce, w którym mogliśmy zostawić samochód. Większość uliczek prowadzących na stadion została pozamykana, lecz podobnie jak w przypadku wizyty w Dusseldorfie- po momencie zaparkowaliśmy i spokojnymi uliczkami przechodziliśmy w kierunku stadionu.

Przed BayAreną, umówiliśmy się na spotkanie z Fcl. Schwarz-Rot Silesia. Dokładniej 'przy kamieniu’, jak sami mówią na miejsce, w którym przed każdym meczem spotyka się ten niemniej polski Fanclub, niż nasz. Pół godziny spędziliśmy na rozmowach wśród swoich. W większości byli to ludzie których poznaliśmy w pociągu do Gladbach, czy później na działce, a prócz nich- poznaliśmy kilku innych członków tego Fanclubu. Wypiliśmy po piwku i musieliśmy uciekać do wejścia na sektor C.


Tuż po wejściu na teren stadionu, od razu zauważyliśmy Paffiego – dziewczyny przygotowane już do konkursu, otrzymały informację że spóźniliśmy się o kilka minut- wszystko przez niezrozumienie- wszyscy z nas byli święcie przekonani że jesteśmy kilkanaście minut przed czasem…

No trudno. Trochę zasmuceni pojawiliśmy się na sektorze C, gdzie tego dnia pojawiła się nawet grupa Ultras Leverkusen- większość członków tej grupy objętych jest zakazami stadionowymi.

Pierwsze przyśpiewki pojawiały się już w trakcie rozgrzewki, na którą piłkarze Bayeru wyszli standardowo- 40 minut przed meczem. Inaczej było z drużyną All-stars, która pojawiła się dopiero kwadrans później. W drużynie gwiazd oglądaliśmy prawie całą jedenastkę z 2002 roku. Fajnie było zobaczyć w akcji Kirstena, Berbatova, Ballacka, Placente czy Ze Roberto.

Chwilę przed wyjściem piłkarzy, na trybunach zaprezentowana została oprawa, którą tworzył także nasz Fanclub.

(fot. lev-rheinland.de)

Trybuny wielokrotnie pozdrawiały Bernda Schneidera, jak i innych byłych graczy Bayeru. Doping prowadzony był na dobrym poziomie. W przerwie meczu pod młyn podeszła drużyna kobiet Bayeru, która dzień wcześniej awansowała do 1. Bundesligi. Jedna z dziewczyn weszła na płot i poprowadziła UFFTA, których to tego wieczora nie brakowało.

W drugiej połowie była okazja na trening dopingu (m.in. nowe przyśpiewki), a przez chwilę doping i UFFTA przeprowadził właśnie jeden z objętych zakazem stadionowym ultrasów- Eckert, jak zwykli o tym człowieku mówić miejscowi.

Wszystko ładnie, pięknie- lecz to nie sam mecz, czy doping tego dnia był najważniejszy.

W 80. minucie, gotowy do wejścia na boisko był Renato Augusto, a zmienić miał on gwiazdę wieczoru- Bernda Schneidera. W tym momencie rozpoczęło się prawdziwe show.

Spiker rozpoczął odliczanie, a od razu po nim- na całym stadionie zgasły światła. Dzięki ulotkom, które to kilkanaście godzin wcześniej rozkładaliśmy na krzesełkach, kibice wiedzieli co mieli robić ze świecidełkami. Gdy zgasły już światła, dało to kapitalny efekt. 20 tysięcy światełek na trybunach, a cały stadion skandował nazwisko Schneidera.


Gdy po krótkim przemówieniu, Schnix rozpoczął rundę honorową wokół trybun, większość światełek wylądowała na murawie, a gdy był już pod trybuną H, z głośników rozległa się melodia pięknej pieśni, jaką z pewnością jest You’ll Never Walk Alone.

Gdy znajdował się on już pod młynem- wyciszono muzykę, po czym zobaczyliśmy go na płocie- podobnie jak wcześniej jedną z zawodniczek Bayeru, czy Eckerta. Na samym początku podziękował kibicom z te wszystkie lata, po czym zobaczyliśmy trzecią UFFTA – olbrzymie brawa otrzymał za serdeczne pozdrowienie lokalnego rywala 🙂

Nasłuchał się przyśpiewek o sobie.. Po czym, przy lecącym z głośników hymnie Bayeru, biegał przy linii bocznej z flagą, na której widoczne było jego nazwisko i numer- nie wielu zawodników doczekało się flagi ze swoim motywem..

Kiedy wydawało się że to jego ostatnie chwile w roli zawodnika na murawie BayAreny, najpierw zobaczył na środku boiska- ciekawie zaprezentowany napis- Danke Schnix i zdecydował jeszcze wrócić pod sektor C, jeszcze raz podziękować i pożegnać się z tymi, dla których grał przez ostatnie 10 lat.

Chwilę po tym, jak od kilku kibiców dostał szaliki, zmierzał już do szatni. Lecz odwrócił się jeszcze na chwilę i zrobił coś czego długo nie zapomnę ? bił brawo w stronę kibiców przez kilka sekund, po czym pocałował herb naszej drużyny ? kapitalny moment.

Zmierzając w stronę szatni, jeszcze kilkakrotnie się odwracał się w stronę naszego sektora i już ostatecznie zszedł z boiska- po raz ostatni w swojej pięknej karierze.

Na sektorze pozostaliśmy jeszcze kilka minut, zrobiliśmy parę pamiątkowych fotek i trzeba było się żegnać z BayAreną…

Jeszcze przed powrotem do Marcela, umówiliśmy się 'przy kamieniu’ z polonijnym fanclubem. Pożegnaliśmy się z tymi dobrymi ludźmi i już teraz umówiliśmy się, że przy następnej naszej wizycie, na meczu Bayeru- na pewno się spotykamy. Z naszej strony padło także zaproszenie na zlot polskich kibiców Bayeru ? Schwarz-Rot Silesia zawsze będzie u nas mile widziana!

Jeszcze tylko wizyta w McDonaldzie, gdzie obsługiwała nas Polka i mogliśmy wracać. Wspomnę jeszcze o jednym pytaniu Kasi, dotyczyło one tego, co ja z Konradem zamówiliśmy do picia- w tym samym momencie odpowiedzieliśmy- wódkę! Nie było więcej pytań.

W pobliskich uliczkach odnaleźliśmy auto, pożegnaliśmy Beatę i wracaliśmy do Mulheim, gdzie dotarliśmy parę minut po północy. Ostatni wieczór spędziliśmy na wspominaniu tego wszystkiego co tu przeżyliśmy- jednym zdaniem ? zrobiliśmy podsumowanie wyjazdu. Kasia z Konradem zasnęli dopiero w okolicach godziny czwartej, ja zaś położyłem się godzinę wcześniej.

Dzień piąty- wtorek 11. maja

Już piąty dzień naszej przygody- dzień, w którym żegnaliśmy się z tym, na co tyle czekaliśmy. Jeżeli już jesteśmy przy żegnaniu… Z samego rana chcieliśmy pożegnać się z Marcelem, lecz zaskoczył nas i dużo wcześniej niż myśleliśmy, wyszedł do pracy.

Właśnie przez to, Kasia miała szansę popisać się swoimi zdolnościami lingwistycznymi pisząc list pożegnalny, w którym podziękowaliśmy za bardzo fajną gościnę.

Dochodziła godzina dwunasta, kiedy byliśmy już po śniadaniu (pięciodniowy chleb był całkiem niezły), spakowani i w sumie mogliśmy ruszać w miejsce, od którego praktycznie rozpoczynaliśmy przygodę w Leverkusen. Mowa o mieszkaniu bratowej Beaty, która zaprosiła nas 'na kawę’. Tak jak podczas poprzedniej wizyty, furorę robił chrześniak Beaty- kilkumiesięczny chłopiec. Jestem pewien, że jeszcze kilka naszych wizyt i hymn Bayeru będzie znał na pamięć. Wróżyliśmy mu nawet, że zostanie następcą Kiesslinga.

Beata przyszykowała się raz-dwa, dzięki czemu dość szybko wyruszyliśmy. A po małych zakupach w Lidlu, ruszyliśmy już prosto w kierunku Polski.

Droga minęła nam spokojnie. Dziewczyny większość czasu przespały, Konrad prowadził, a ja już w trakcie drogi pisałem relację. Przynajmniej dopóki nie wjechaliśmy do Polski ? ciężko było przy tych turbulencjach cokolwiek zapisać…

W fatalnej pogodzie, do Wrocławia dojechaliśmy ok. 22:30 ? dzięki wielkie za podrzucenie na osiedle ? W tym momencie pożegnałem się z tą jakże genialną ekipą i udałem się w stronę domu…

Kolejne dwa dni:

To jeszcze nie koniec relacji, gdyż wyjazd- jak się dowiedziałem kilka dni później, dla Kasi 'ciut’ się przedłużył. Trwał równo tydzień, gdyż zdecydowała się ona zostać w Katowicach jeszcze na finał Ligi Europejskiej, przez co do domu dojechała dopiero w czwartek. Równy tydzień! Mamy nową rekordzistkę 🙂

To już ostatnia część relacji, z tego jakże udanego wyjazdu. Chciałbym podziękować całej ekipie wyjazdowej- za mega wyjazd, Marcelowi- za mega gościnę, całemu Fanclubowi Schwarz-Rot Silesia za stworzenie mega atmosfery i Paffiemu, za mega wycieczkę po stadionie! Mam nadzieję że o nikim nie zapomniałem.

Jeszcze raz- wielkie dzięki za wszystko! Do zobaczenia na lipcowym zlocie!

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj
Captcha verification failed!
Ocena użytkownika captcha nie powiodła się. proszę skontaktuj się z nami!