Dzień zerowy- czwartek 6. maja
Dla niektórych wyjazd rozpoczął się już w czwartkowy wieczór. Katarzyna już w godzinach wieczornych dotarła do Katowic.. Co ciekawe niewiele zabrakło by z Krakowa do Katowic jechała pociągiem, którego trasa trwała 6 godzin. Kasia została dobrze ugoszczona przez Konrada, oraz Martina- który niestety nie mógł wyruszyć razem z nami. Z tego co mi wiadomo- wieczór spędzili śmiejąc się czytając serwis każdego chuligana- kibice.net, gdzie to wyczytali m.in. o kosie Stali Mielec z Realem, czy Manchesterem.. Konrad przespał zaledwie parę godzin, a Kasia nie położyła się wcale..
Dzień pierwszy- piątek 7. maja
Z stolicy Górnośląskiego Okręgu Przemysłowego, dwuosobowa ekipa wyruszyła tuż przed piątą. Ok. półtora godziny później wyjazdowy team powiększył się o (jak się później okazało) największą fuksiarę wyjazdu- Beatę, która dosiadła się w Chocianowicach (okolice Kluczborka), po czym ruszyli już w stronę niemieckiej granicy, zatrzymując się jeszcze na Bielanach Wrocławskich, gdzie to byliśmy umówieni. Korzystając z tego, że w umówionym miejscu znajdował się kompleks galerii handlowych, mieliśmy zrobić zapasy na cały wyjazd. Mówione było o artykułach typu zupek chińskich.. Gdy opuszczaliśmy Tesco, jedynymi artykułami tego typu były pizzerki, które zakupiliśmy na drogę. Pozostałą część naszego wózka wypełniały napoje, które miały umilić nam pierwszy wieczór spędzany w okolicach Leverkusen.
Chwilę później byliśmy już w drodze do Leverkusen. Podróż minęła nam w bardzo dobrych nastrojach. Beata próbowała swoich sił w Fifie na PSP, lecz Ruch Chorzów tym razem okazał się zbyt wymagającym przeciwnikiem dla Bayeru. Kasia próbowała podpalić kolońską katedrę, lecz błyszczyk to nie zapalniczka… A tuż przed Dortmundem, rozbawili nas kibice hokejowej reprezentacji Niemiec, którzy zmierzali do Gelsenkirschen, na pojedynek z USA. Widok ich zabawy w samochodzie- bezcenny, szczególnie Pana, który siedząc obok kierowcy- tak cudownie wymachiwał głową- jedyne odpowiednie stwierdzenie na ten temat- dobry towar mieli..
Początkowo z Wrocławia planowaliśmy wyjechać ok. godziny 11. Ostatecznie wyjechaliśmy przed 9, gdyż w planach mieliśmy pojawienie się na ostatnim treningu naszych zawodników przed spotkaniem w Gladbach. Niestety- właśnie przez korki spowodowane wyżej wymienionym meczem hokejowym, pod BayArenę dotarliśmy ok. godzinę po tym jak zawodnicy opuścili boisko treningowe. Niestety, nie udało nam się dorwać żadnego gracza Bayeru. Odwiedziliśmy jeszcze Fanshop, po czym zaprezentowałem uczestnikom wyjazdu, małą niespodziankę jaką przygotowałem- a była nią uszyta przeze mnie fana- Fcl PL.
Jeszcze tylko pozostało nam odwieść Beatę do mieszkania brata, skąd mieliśmy po chwili uciekać. Ostatecznie u nowo-poznanej Bratowej Beaty, przesiedzieliśmy ok. godzinki, po czym mieliśmy spotkać się z Gabi, by odebrać bilety na pociąg i na jutrzejszy mecz. Mieliśmy odstawić Beatę, a ostatecznie zostawiła ona tylko swoje rzeczy, po czym ruszyła razem z nami.
Z Gabi spotkaliśmy się przy kompleksie treningowym „Kurtekotten”, gdzie o godzinie 19. rozpoczynał się mecz drużyn do lat 17, w którym to gracze Bayeru, podejmowali rówieśników z Duisburga- których kilka godzin temu mijaliśmy na autostradzie. Jeszcze przed wejściem na trybunę boiska głównego, przypadkiem zauważyłem wysiadającą z auta- śmiało mogę napisać- legendę Bayeru, Bernda Schneidera. W związku z tym że jeszcze na BayArenie, kilkakrotnie żartowałem że moim oczom ukazał się Barbarez, czy Bobel, dopóki pozostali nie przyjrzeli się mu dokładniej- nie uwierzyli. Chwila nie minęła a już staliśmy obok niego i robiliśmy sobie z nim zdjęcia, oraz chwilkę porozmawialiśmy, po czym przemieściliśmy się na trybunę, na której to zasiadaliśmy do końca pierwszej połowy (Bayer przegrywał do przerwy 0:1, a ostatecznie skończyło się 1:3).
Już z biletami w ręku, odstawiliśmy Beatę i parę minut po dwudziestej byliśmy w Koln-Mulheim, gdzie mieszkał, goszczący nas, Marcel. Dojechaliśmy do niego zaledwie w 15 minut, zostawiliśmy bagaże i udaliśmy się po coś do jedzenia. Po powrocie jeszcze Marcel zafundował nam seans filmowy. Do późnego wieczora oglądaliśmy(teraz zlinczują mnie zapewne krytycy filmowi) katastrofalnie nudny film (być może dlatego że był w języku niemieckim)- Taniec Wampirów- Romana Polańskiego. Mimo tego, że nic z niego nie rozumieliśmy, było sporo śmiechu. Szczególnie zabawny był początek seansu, lecz ze względu na cenzurę- nie napiszę co tam ujrzeliśmy.
Dzień drugi- sobota, 8. maja
W dzień, który kończył kolejny sezon Bundesligi, pobudziliśmy się tuż przed 9. Chwilę po tym jak podnieśliśmy się z łóżek, na kuchennym stole zobaczyliśmy świeże bułeczki, które- mimo tego że wczoraj kupiliśmy chleb- z samego rana kupił Marcel- bardzo miły gest.
Kilka minut po godzinie 11 musieliśmy już ruszyć w kierunku Leverkusen. Tam mniej-więcej wpół do dwunastej spotkaliśmy się z Beatą, zostawiliśmy samochód i spacerkiem, w 15 minut doszliśmy na dworzec Leverkusen-Mitte, gdzie po paru minutach poszukiwania- znaleźliśmy Gabi, była już ona z piątą osobą reprezentującą nasz Fanclub- Elą, która do Leverkusen dotarła autokarem ok. 2 godziny wcześniej.
W pociągu miejsca zajęliśmy ok. 15 minut przed odjazdem. Pierwsze co- szok. Ok. ? wagonu stanowili… Polacy- mieszkający na co dzień w Leverkusen- reprezentowali Oni fanclub- Schwarz-Rot Silesia. W znakomitej atmosferze wyruszyliśmy do Gladbach. Można rzec- sami swoi. Nie dość że rodacy, to jeszcze kibicują tej samej drużynie. Nie brakowało pytań ze strony 'miejscowych’- dlaczego właśnie Bayer 04 Leverkusen? Odpowiedzieć po prostu się nie dało, gdyż ilu kibiców- tyle powodów.
W czasie drogi niczego nam nie brakowało- ledwo się komuś piwo skończyło- raz, dwa, słyszał- czy nie chce kolejnego? Kibice z Schwarz-Rot Silesia ugościli nas naprawdę godnie, niczym zgodę!
Nie mogę też nie wspomnieć o kibicu.. Schalke 04. Tego dnia ubrany w barwy Bayeru, ledwo utrzymywał się na nogach.. dziś najwidoczniej chciał wspomagać ?Aptekarzy”. Ciekawe czy wszedł na stadion..
Do Moenchengladbach dojechaliśmy w godzinę i ok. 15 minut. Pojawiliśmy się tam ok. 13:25. Kibice jeszcze na dobre nie opuścili wagonów a już po dworcu niosła się przyśpiewka-„Hier regiert der SVB!”. Trzeba wspomnieć że nie wysiadaliśmy na dworcu głównym w Gladbach, lecz na stacji Rhydt, położonej 25 minut drogi autobusem od stadionu. Właśnie- co chwile pojawiały się nowe, specjalne autobusy dla kibiców Bayeru, które zawoziły nas prosto pod sektor gości.
Na sektor gości dotarliśmy, ale z przygodami. Policja zatrzymała autobus, przez kibiców robiących syf, w przedniej części autobusu. Już pod sektorem, wypiliśmy resztki piwa, każdy kto potrzebował- skorzystał z usług miejscowego płotu by oddać mocz. Nawet kobiety z niego korzystały! Prawda Elu i Kasiu?
Tuż przed wejściem przez bramki, zaczepiła naszą skromną ekipę, jakaś internetowa telewizja. Szczerze- nie pamiętam o co pytali. A parę chwil później przeszliśmy niezbyt szczegółową kontrolę. Trzeba było pokazać co mamy w plecaku i rozłożyć flagę. Po tej kontroli, wraz z Konradem, w chwilę powiesiliśmy flagę w najwyższym punkcie stadionu.
Pamiątkowe zdjęcie flagi i przemieszczamy się na sektor. Tam zameldowaliśmy się ok. godzinę przed meczem, a kwadrans później nieopodal sektora gości rozgrzewał się Fabian Giefer. Został on kilkakrotnie pozdrowiony przez kibiców.
W pewnym momencie na sektorze, z naszej ekipy- pozostałem sam. Niektórzy poszli po piwo, niektórzy skorzystać z WC.. Kasia zdecydowała się być hardkorem, i z pięcioma piwami przejść przez sektor wypełniony kibicami Bayeru. Postaram się zacytować jej wypowiedź, w momencie gdy pojawiła się w 'naszych’ rejonach : ?k****, ja pi******, zaj**** Was! Musiałam zap******** z tymi piwami przez cały sektor!”. W momencie gdy ? naszej ekipy znajdowała się poza sektorem, kibice odśpiewali hymn- Wir stehen zu Dir, a ponadto doping prowadzony był już przed wyjściem piłkarzy na rozgrzewkę.
Doping w sektorach zajmowanych przez sympatyków Bayeru z pewnością ocenić mogę na dobry, do momentu utraty bramki, oraz po ostatnim gwizdku sędziego. W końcu, w M’gladbach pojawiło się tego dnia ponad 8.000 kibiców Bayeru i w większości ubrani na czerwono, tworzyli w jednym z narożników ?Borussia-Park”, wielką, ?czerwoną ścianę”.
Nawiązując do meczu.. Na boisku Bayer był dużo lepszym zespołem, lecz- zwyczajnie zabrakło skuteczności. Bramkę dla Bayeru zdobył Helmes, a dla gospodarzy Brouwers. Nawet jeżeli Aptekarzom udałoby się wygrać, nic by im to nie dało, gdyż HSV zaledwie zremisowało na stadionie Werderu.
Po końcowym gwizdku do kibiców podeszła cała drużyna. Nawet kontuzjowani Adler, Rolfes, czy Renato Augusto, a na płot wszedł Steffan Kiessling, który poprowadził UFFTE. Niektórzy z zawodników w trybuny rzucali swoje koszulki. Kiessling, Kroos, Bender.. Rzeczniczka naszego Fanclubu- Beata, miała to szczęście że udało jej się złapać trykot, tego ostatniego, mimo- że rzuciło się na niego jeszcze trzech mężczyzn. Jak udało jej się wyrwać tą koszulkę? Ta siła perswazji..
Kibice Bayeru pożegnali się jeszcze ze swoim byłym piłkarzem. Mowa o Oliverze Neuvillu, dla którego był to ostatni mecz w karierze, a parę sezonów temu, przyodziewał czerwono-czarną koszulkę. Podziękowano także trenerowi- Jupp Heynckes w dużej mierze przyczynił się do tak udanego sezonu, oraz… zawodnikom Borussii, którzy dostali spore brawa gdy pojawili się pod naszym sektorem. Taki sympatyczny gest.
Po tym jak większość fanów opuściło 'Gasteblock’, oczywiście wykonaliśmy kilka zdjęć upamiętniających debiut naszej fany, po czym przeszliśmy na parking dla autobusów. W kółeczku zatańczyliśmy jeszcze- w rytm przyśpiewki- Europapokal i już przemieszczaliśmy się na dworzec.
W pociągu, w porównaniu do drogi w pierwszą stronę, nie załapaliśmy się na miejsca siedzące. Przyczyną tego było wejście do pociągu osób bez biletów. Na dodatek Panda zagubiła się gdzieś na dworcu.. Gdy dowiedzieliśmy się że Panda jest w pociągu, przestaliśmy się martwić o to, czy nie została gdzieś na dworcu (jak się okazało po zdjęciach- wcale nie nudziła się w pociągu…). Do Leverkusen dojechaliśmy kwadrans przed dwudziestą.
Jeszcze w pociągu, Gabi- (Schwarz-Rot Silesia) zaoferowała nam wspólne grillowanie, od razu po przyjeździe do Leverkusen. Bardzo chętnie skorzystaliśmy z propozycji i już kilkadziesiąt minut później oba Fancluby były na działce. Atmosfera jaka tam panowała była znakomita. Mimo że siedzieliśmy w ok. 15 osób, każdy z Nas, czół się jak wśród swoich. W końcu- sami Polacy.
Grillowaliśmy do późnych godzin wieczornych. W tym czasie świetnie się bawiliśmy, wspólnie pośpiewaliśmy, co zostało uwiecznione ,chyba z każdej strony, naturalnie nie brakowało też śmiesznych sytuacji czy tekstów. Dwa szczególnie dobrze zapamiętałem: ?Wyżarty jak łąka na jesień” i ?pieruński Dziendziole” (dobrze to napisałem?). Na dodatek Konrad zrobił nam krótki kurs języka Ślonskiego… Tak dobrze się bawiliśmy, że nie pamiętam nawet o której musieliśmy wracać do Marcela.
Eddi podrzucił nas na dworzec, skąd za parę minut odjechaliśmy S-Bahnem w kierunku Kolonii, a na stacji Koln-Mulheim wysiadaliśmy po trzech przystankach. Niestety pobłądziliśmy po okolicach i poratowała nas, mówiąca po polsku kobieta. Jak to- po jej ubiorze stwierdził Konrad- pewnie jechała do pracy. Na szczęście nakierowała nas dobrze i tym razem bez problemów trafiliśmy i po godzince- położyliśmy się spać.