W piątkowy wieczór Hertha Berlin urwała punkty liderowi z Leverkusen. Na meczu nie zabrakło polskiego Fanclubu Bayeru Leverkusen. Zapraszamy do przeczytania relacji z tego wyjazdu:
Przygotowania do wyjazdu:
Pierwsze myśli o zorganizowaniu tego wyjazdu pojawiły się w mojej głowie tuż po wyjeździe na mecz Leverkusen – Hoffenheim, który odbył się w połowie sierpnia. Zacząłem wtedy kombinować, co zrobić aby wyszło jak najlepiej, najwygodniej i najtaniej. Doszedłem do wniosku że grudniowy wyjazd do Berlina będzie na tyle atrakcyjny jeżeli chodzi o cenę, czy odległość wyjazdu, że najlepszą opcją będzie wynajęcie busa. O bilety na mecz się wtedy nie martwiłem, bo wiem że w kasach Olympiastadion są one zawsze dostępne, a i w kasach przeznaczonych dla kibiców gości większych problemów ze zdobyciem biletów nie będzie (warto wspomnieć że dyskusje na naszym forum, których tematem był wyjazd, zaczęły się już 5. września). Czas bardzo szybko leciał, w międzyczasie upewnialiśmy się czy kibice Bayeru do Berlina nie wybierają się w takich liczbach, że mielibyśmy problemy z zakupieniem biletów, zarezerwowaliśmy busa i zamówiliśmy specjalnie na tę okazję specjalne koszulki FanClubowe, które wywołały spore zainteresowanie wśród kibiców Bayeru z Leverkusen. Zapisy na ten wyjazd szły całkiem sprawnie. W pewnym momencie myśleliśmy że uda nam się pojechać w 17 osób, lecz ostatecznie na liście widniało 11 nazwisk.
Dzień wyjazdu:
W końcu się doczekaliśmy. Jak by nie patrzeć, to dni odliczaliśmy od 5. września… Uczestnicy wyjazdu zjeżdżali do Wrocławia z Krakowa, z Dzierżoniowa, z okolic Kluczborka, czy Katowic. Pierwszymi osobami które przybyły do historycznej stolicy Śląska- Wrocławia, były dwie osoby z Krakowa. Zaś pierwszymi którymi następnego dnia odebrałem na dworcu, byli Beata i Martin. Już razem z nimi udałem się zakupić euro, a później spowrotem wróciliśmy na dworzec, gdzie odebrać mieliśmy Wojtka z Katowic. Następnie przemieściliśmy się na pierwsze miejsce zbiórki, pod MC Donald na Dworcu Głównym PKP. Odbierając kolejne osoby, z czasem przemieszczaliśmy się kolejno pod „Delikatesy” (w celu wiadomym 🙂 ), skąd udaliśmy się w ostateczne miejsce zbiórki. Każdy zamienił ze sobą po kilka zdań, padł nawet pomysł z mojej strony, żeby zabawić się w mini-zakłady bukmacherskie, lecz pomysł z niewiadomych nawet mi przyczyn umarł śmiercią naturalną. W końcu nadjechał nasz bus, co prawda kierowca pomylił się i przyjechał większym niż zamówiliśmy, lecz na szczęście nie było przez to żadnych problemów i spokojnie mogliśmy wyruszyć w drogę.
Większą część drogi co niektórzy spędzili w towarzystwie napojów rozweselających, dzięki czemu „łatwiej” było nam śpiewać hymn, czy inne przyśpiewki. W związku z pomyłką kierowcy i z tym że zostało nam 5 wolnych miejsc, tuż przed tym jak wyminęliśmy lubińską Dialog-Arenę, zadzwoniłem do Łukasza, kibica FC Energie (Anty Hertha), czy nie zabrał by się z nami- szybko podjęta decyzja i tuż po zjeździe z obwodnicy zielonogórskiej Łukasz dosiada się do nas i już w 12 osób kontynuujemy naszą podróż, w której cały czas towarzyszyły nam różne pieśni i przyśpiewki Bayeru. Do Berlina dojechaliśmy ok. godziny 17. Jeszcze tylko trafić na ten Olympiastadion… Trochę pojeździliśmy po niemieckiej stolicy i gdy zobaczyłem tylko znajome mi wcześniej rejony, od razu widziałem że jesteśmy tuż, tuż od stadionu. Tak też było i chwile później dotarliśmy na parking stadionu olimpijskiego. Pierwsza rzecz jaką uczyniliśmy po wyjściu z busa? biegiem pod krzaki.. 🙂 Po wykonaniu czynności o której większość z nas marzyła od jakiś 30 minut, wróciliśmy do busa po kurtki, koszulki, szaliki i ruszyliśmy w kierunku kas dla kibiców gości. Beata spotkała się z bratem w celu odebrania biletów, a osoby które ich nie posiadały, nie miały trudności z ich kupieniem. Postanowiliśmy także zrzucić się na bilet dla kierowcy, który w czasie meczu, nudziłby się w busie.
Przejście przez bramki też praktycznie bez problemowe. Tylko zapomniałem o jednym- miałem w kieszeni jedną Warkę, którą do przechowania dała mi Kasia. Tak więc napój bogów wylądował w dużym czarnym kuble. Przed tym jak weszliśmy na trybuny pochodziliśmy jeszcze przez kilka minut pod nimi. Warte uwagi jest miejsce- na przeciwku młynu Herthy, skąd mogliśmy podziwiać panoramy berlińskiego obiektu. Jeszcze tylko szybka przekąska- Currywurst, pamiątkowe zdjęcie z wszystkimi uczestnikami wyjazdu i w końcu dane mi było zasiąść wśród swoich. Bardzo dużo osób zwracało uwage i z zaciekawieniem przyglądało się naszym koszulkom- Bayer 04 Leverkusen – Fan Club Poland, dzięki nim Beata i Kasia poznały kilka osób w pierwszych rzędach. A jak kibice z Leverkusen zobaczyli te napisy „FanClub Poland” to się zaczeły rozmowy… o tym że ktoś miał babcie na Górnym Śląsku, o tym że Niemcy też trochę znają język Polski, nie ważne że znali jedynie dwa słowa- „Na zdrowie” i „kur**”. Dzięki temu drugiemu powstała przyśpiewka wieczoru- „Scheisse kur** BSC”.
Do meczu co raz mniej czasu. Standardowo- najpierw to Rene Adler wybiegł na rozgrzewkę, a chwilę za nim reszta składu. Już wtedy w dolnej części naszego sektora rozpoczęły się pierwsze śpiewy. Gdy piłkarze powrócili do szatni, rozpoczeła się prezentacja zawodników. Najpierw spiker wyczytał skład Bayeru, a później wraz z kibicami Herthy zaprezentował pierwszą jedenastkę berlińczyków. Minutę później zawodnicy pojawili się już na boisku, a kibice miejscowych trzymając szale w górze, zaśpiewali swój hymn. Mecz na boisku nie zadawalał nikogo kto siedział w czarno-czerwonym bloku. Od początku Hertha przycisnęła i od 8. minuty prowadziła 1:0. Do przerwy nic się nie zmieniło. Przez zdarzało nam się zwyzywać niektórych zawodników, że grają bez walki, czy bez ambicji. W drugiej części gry dużo fajniej zaczął grać zespół z nad Renu. W 75. minucie Toni Kroos, strzałem zza pola karnego doprowadził do wyrównania. Kilkadziesiąt sekund później, czerwona kartka dla Herthy i Bayer atakował już do końca. W 90. minucie po podaniu głową Kiesslinga, na strzał zdecydował się Kaplan- futbolówka odbiła się od Łukasza Piszczka i wpadła za kołnierz Drobnemu. W tym momencie już nie wiedziałem co się dzieje. Mega-euforia, co najmniej taka jak byśmy zdobyli Mistrzostwo Niemiec! Tego nie da się opisać, piwo lało się dosłownie strumieniami, ludzie mimo tego że się nie znali, wpadali na siebie, obejmowali się, skakali.. naprawdę coś fenomenalnego. Ale co z tego skoro w następnej akcji Hertha doprowadziła do wyrównania…
Podsumowując doping obu stron, to Hertha pokazała się ze słabej strony, podobnie z resztą jak blok Bayeru, gdzie śpiewała tylko dolna część sektora. Po meczu piłkarze podeszli do nas podziękować za doping. Co do liczby naszych kibiców, to oceniłbym ją na 1400-1600 głów. My jeszcze przez ok. 10 minut pozostaliśmy na sektorze i trzeba było wracać do busa.
Raz, dwa, się zapakowaliśmy i mogliśmy wyruszać w kierunku Wrocławia. Po tym jak przebrnęliśmy przez mały korek, przy wyjeździe ze stadionu, przedostatliśmy się na austradę i zatrzymaliśmy się na jeszcze jeden, krótki przystanek na stacji benzynowej w celu zakupienia napojów na drogę, prócz tego, jeszcze sporo osób nabywało Pringlesy, o które w Polsce ciężko i jedziemy dalej. Jeszcze tylko wysadziliśmy Łukasza w Zielonej Górze i od tego momentu ciężko mi cokolwiek napisać gdyż zasnąłem i obudziłem się dopiero we Wrocławiu. Tak więc w tym momencie wycieczka dobiegła końca i każdy rozszedł się w swoim kierunku. Pozostałem jeszczę z Beatą, Kasią i Martinem. Mimo olbrzymiego zimna, pochodziliśmy trochę po centrum Wrocławia, później już udaliśmy się w miejsce, gdzie cała podróż się zaczynała- Dworzec Główny i tam też się rozstaliśmy.
Jeszcze na zakończenie chciałbym podziękować wszystkim za naprawdę fajną atmosferę w czasiue wyjazdu i pozostaje mi mieć nadzieję, że choć z niektórymi zobaczę się już przy okazji najbliższego wyjazdu na DERBY! 🙂
DZIĘKI!