Tylko w trzech meczach w tym sezonie Bayer zdołał zdobyć punkty po tym jak pierwszy tracił bramkę. Poza tym same klęski w postaci porażek.
Bayer odrabiał straty i punktował w spotkaniach z Augsburgiem i Stuttgartem, gdy wygrał 2:1 i z Bayernem Monachium, gdy wyrównał już dwie minuty po utracie gola i ostatecznie zremisował 1:1
Aptekarze potrafili odpowiedzieć na trafienie gości także w ostatnich dwóch meczach z Schalke i z Wolfsburgiem. Doprowadzenie do remisu na nic się nie zdało, bo ostatecznie ekipa Samiego Hyypi i tak przegrywała.
Najczęściej jednak Bayer nie zdołał zrobić nic, gdy tracił gola. Mecze albo kończyły się porażką 0:1, albo przeciwnik zdobywał kolejne bramki. Aptekarze aż czterokrotnie w tym sezonie przegrywali 0:1 i tyle samo razy schodzili z boiska pokonani z honorowym golem. Doznali też trzech wyższych porażek bez zdobytej bramki: 0:2, 0:4 i 0:5.
Co ciekawe, Bayer bardzo często potrafił poradzić sobie w przypadkach, gdy zdobywał pierwszy bramkę, rywal doprowadzał do wyrównania (ekipy z Gladbach i Hamburga wyrównywały nawet z 0:2 do 2:2), po czym nasz zespół go dobijał. Taka sytuacja miała miejsce aż pięć razy w tym sezonie.
Tylko raz zaś zdarzyło się, że Bayer wychodził na prowadzenie i ostatecznie przegrał, a miało to miejsce już w rundzie wiosennej, w meczu z Freiburgiem (2:3). W tym spotkaniu nasza drużyna dwukrotnie prowadziła, a i tak nie zdobyła żadnego punktu.
Wydaje się, że Sami Hyypia powinien popracować przede wszystkim nad odpowiednią reakcją zespołu w momencie, gdy traci pierwszego gola. Tym bardziej, że problem ten z każdą porażką zdaje się pogłębiać. Drużyna nie potrafi utrzymać przedmeczowej koncentracji i realizować założeń trenera. Zaczyna się granie wysokich piłek od obrońców do napastników z pominięciem drugiej linii, zaczynają się straty, mnożą się niedokładne podania.
Sytuacja nie jest bez wyjścia. Dobrze jednak, że Bayer ma w końcu tydzień wolnego. Oby ten czas wykorzystał należycie.
Martin Huć