Właściwie każdego dnia zmienialiśmy nasze zdanie na temat zwolnienia Spahicia. Najpierw był szok, niedowierzania, złość na zarząd, a gdy już emocje opadały, właściwie z każdą chwilą łapaliśmy kolejne powody, które pożegnanie się z bośniackim stoperem czyniły słuszną decyzją. Poznajcie nasze zdanie na ten temat.
Temat Emira Spahica i tego, co Bośniak zrobił po spotkaniu z Bayernem Monachium rozegranym w ramach ćwierćfinału Pucharu Niemiec, jest jednym z tych, nad którymi wolałbym się zbyt długo nie pochylać. Część kibiców Bayeru nie może jednak przeboleć zwolnienia Spahica, który nagle zaczyna wyrastać do rangi bohatera. Ofiary knowań podłego Michaela Schade, który w swej cukierkowej wizji budowy klubu po prostu musiał zgnoić charakternego zawodnika wstawiającego się za bratem. Albo Schade-marionetki, w pełni zależnego od zarządu firmy-matki, Bayer AG, która miała zadecydować o losie obrońcy. Podobnych głupot zaczyna się mnożyć naprawdę mnóstwo. Prasa naturalnie podłapuje temat, bo wypowiedzi takich kretynów, jak na przykład zawodnik Schalke, rodak Emira, Sead Kolasinac (bełkoczący jak opętany lunatyk o konieczności obrony krwi, brata), zawsze się sprzedają. Warto więc podsumować wydarzenia ostatnich dni i komentarze, jakie wywołał głupi, bezczelny, szkodliwy wybryk Spahica.
Na początku chciałbym się określić – nie jestem zwolennikiem zwalniania piłkarzy za podobne incydenty. Ale z drugiej strony zachowanie tych kibiców Bayeru, którzy ostentacyjnie wspierają Emira, jest skandaliczne. Protesty przeciwko zwolnieniu – jak najbardziej. Pochwała zachowania Spahica, która się za tym kryje… tego już nie przełknę. Wystarczy poczytać pierwsze lepsze komentarze kibiców SVB, pojawiające się w serwisach społecznościowych.
Pobity został pracownik Bayeru wykonujący swe obowiązki, chroniący dostępu do strefy, do której nie mogły wejść osoby postronne. Stracił dwa zęby, uszkodzonych miał w sumie cztery. Został pobity przez aroganckiego, gorącogłowego piłkarza, któremu uroiło się, że musi bronić członka swej rodziny. Halo, czy życie brata Emira było w niebezpieczeństwie? Działa mu się krzywda? Nie, braciszek po prostu chciał sobie wejść tam, gdzie nie jest to dozwolone.
Po zdarzeniu steward wymagał opieki lekarskiej. Fani klubu generalnie mają to gdzieś. Solidaryzują się ze Spahicem, który żegnając się z kolegami z szatni podczas jednego z ostatnich treningów, miał na sobie koszulkę z Muhammadem Alim, legendą boksu. Głupota czy bezczelność? Oczywiście w Internecie znalazło to swój odzew. „Spahic like a boss”, napisał jakiś gamoń na Twitterze, wrzucając zdjęcie Emira po pożegnaniu z piłkarzami Bayeru.
Co do decyzji Schade o zwolnieniu – nie zgadzam się z nią, a jednocześnie uważam za słuszną. Ot, taka sprzeczność. Emir był dość ważną postacią tej drużyny i faktycznie, często wykazywał się ambicją, wolą walki, charakterem. Miałem wrażenie, że w tym sezonie nieco się uspokoił. Nie bił żadnego gracza rywali, nie pokazywał wulgarnych gestów. Po ostrej walce o piłkę uśmiechał się, poklepywał rywali po plecach. Łapał nagminnie kartki, ale to samo można powiedzieć o każdym spośród jego kolegów z defensywy. Słowem, wyglądał na ucywilizowanego. Do czasu.
A zatem: przymusowa terapia, wysoka grzywna, publiczne przeprosiny i przede wszystkim piętnowanie na każdym kroku, podkreślanie, że jest na cenzurowanym. Takiej kary oczekiwałbym dla Spahica. Nie zwolnienia, choć ta opcja ma swoje zalety i łatwo można ją obronić. Na pewno jest to z korzyścią dla wizerunku klubu, dla jego odbioru przez własnych kibiców, którzy wbrew protestom ultrasów, niekoniecznie chcieliby widzieć w składzie zwykłego chuligana, rozwiązującego swe problemy przemocą.
Nieliczni być może pamiętają, że już rok temu miałem okazję „zwolnić” tego piłkarza. Rozmyślaliśmy nad primaaprilisowym żartem. Było to kilka dni po spotkaniu z Eintrachtem Braunschweig. Zaproponowałem temat zwolnienia Emira po tym, jak w trakcie „Dnia Rodzinnego” na BayArenie pokazał rywalom środkowy palec. Skleciłem nawet fikcyjną wypowiedź Völlera czy Schade, już dokładnie nie pamiętam, oburzającego się, że na takie zachowania w klubie nie ma przyzwolenia. Nieco ponad rok później fikcja przerodziła się w rzeczywistość… Co tylko podkreśla jedno – Spahic to recydywista. Beczka prochu, gotowa wybuchnąć w każdej chwili, nie wiadomo kiedy, nie wiadomo gdzie.
Niestety, już w sobotę, podczas meczu z Hannoverem 96, fani Bayeru urządzają kolejny protest. Niedawno jednoznacznie zadeklarowali się jako fani prania po pyskach ludzi, którzy zagradzają im drogę, wywieszając na trybunie transparent z napisem „Emir, einer von uns”. Teraz planują przyjść na mecz w białych koszulkach z nadrukowanym numerem 5, z którym w Leverkusen grał do niedawna Spahic.
Wojna zarządu z kibicami? Przykro to stwierdzać, ale chyba tak. A wszystko przez „moment zapomnienia” Emira…
Adrian Liput
***
Właściwie można tylko podpisać się pod słowami Adriana. W całym tym zamieszaniu zapominamy, że ucierpiał pracownik Bayeru. Z rodziny Bayeru – jak to ładnie ujął Rolfes. Podobnie zatrudniony jak Rolfes. Podobnie jak Kiessling. A czy Spahic spotkałby się ze wsparciem ze strony kibiców, gdyby uderzył Kiesslinga?
Porządkowy, to człowiek taki sam jak Leno, jak Toprak, który chciał po prostu spełnić należycie swoje zadanie. Nie mógł wpuścić kibica – i tego nie zrobił. Że był bratem piłkarza Bayeru – i co z tego.
Oczywiście kara dla Spahicia jest bardzo surowa. I moment niefortunny, bo zbliża się końcówka sezonu, a zdaje się, że szykuje się nam mały konflikt na linii kibice-zarząd. A nie wiemy też, jaka atmosfera panuje w szatni.
Spahić i tak leczyłby się do końca sezonu, bo złapał kontuzję. Gdzieś ukryłby się na trybunach, doczekałby końca rozgrywek i może potem należałoby się z nim ugodowo rozstać, albo sprzedać do innej drużyny.
Jest jeszcze jedna rzecz. Spahic na już za sobą kilka wybryków, dlatego nie wiemy, czy czasem nie miał już wiszącego nad nim ultimatum. Jeśli tak – no to: es tut mir leid.
Chwila zapomnienia i nagle mamy jednego stopera mniej. Charyzmatycznego. A takich kochają trybuny. Charyzma Spahicia już przeniosła się w szeregi fanów, a jego duch jeszcze chyba pokrąży nad BayAreną.
Martin Huć