Dziwna to porażka. Bayer na nią nie zasłużył. Choć nie grał świetnie, choć miał frustrujące momenty przestoju w grze – w drugiej połowie pokazał, że potrafi być groźny, potrafi zdominować rywala, konsekwentnie atakując. To daje nadzieję, przed kolejnymi, jeszcze trudniejszymi, jeszcze ważniejszymi meczami. Dziś futbol nie był sprawiedliwy. I choć Aptekarze pozostali wiceliderem Bundesligi – najgroźniejsi rywale w tej kolejce zapunktowali za trzy.
Spotkanie pewniej rozpoczęła ekipa gości, której jednak brakowało pomysłu na sfinalizowanie akcji. Po 10. minutach przebudzili się w końcu podopieczni Samiego Hyypi i od razu mieli trzy stuprocentowe okazje do wyjścia na prowadzenie. Niestety, najpierw Stefan Kiessling został zatrzymany przez Ralfa Fahrmanna w sytuacji sam na sam, po chwili Heung-Min Son miał podobną okazję, ale bramkarz Schalke w tempo wyszedł z bramki i przeszkodził Koreańczykowi w oddaniu dobrego strzału.
Najbliżej zdobycia gola był jednak Sebastian Boenisch, który niespodziewanie znalazł się w pierwszym składzie. W akcji dwóch bocznych obrońców, Polak otrzymał fantastyczne dośrodkowanie od Roberto Hilberta i mając dużo czasu, zamiast przyjąć piłkę i ją skierować w stronę bramki, Boenisch zdecydował się na efektownego szczupaka, po którym futbolówka minęła jednak słupek bramki rywala.
Dobrej gry w pierwszej połowie wystarczyło jednak tylko na 15. minut. I byłoby może inaczej, gdyby w 28. minucie fatalnego błędu na własnej połowie nie popełnił Lars Bender. Pomocnik Bayeru stracił piłkę na rzecz Leona Goretzki, który popędził na bramkę, po drodze nie zdołał go jeszcze powstrzymać Philipp Wollscheid, i technicznym strzałem pokonał w sytuacji sam na sam Bernda Leno.
Od tego momentu powróciły do nas demony, które towarzyszą nam w przegranych meczach tego sezonu. Bezradność, brak wiary i frustracja, która szybko kończy się dla nas otrzymaniem żółtych kartek. Schalke nie grało świetnego meczu, ale nasza słaba dyspozycja pozwoliła im dowieźć prowadzenie do końca pierwszej połowy.
Po przerwie jednak Aptekarze wrócili ożywieni – w końcu z wiarą we własne umiejętności. Pierwszą okazję miał Son, który po krótko rozegranym rzucie wolnym, otrzymał piłkę przed polem karnym, ale jego strzał, lecący w światło bramki, został zablokowany.
Schalke próbowało groźnie kontrować i po jednej z takich akcji, wychodzącego na czystą pozycję Kevina-Princa Boatenga przed polem karnym faulował Boenisch, za co otrzymał żółtą kartkę. Po chwili groźnie z rzutu wolnego uderzał Jefferson Farfan, ale futbolówka minimalnie minęła poprzeczkę.
Tymczasem Bayer pomału zaczął iść za ciosem. Odważniej, kombinacyjnie, szybciej. W końcu! I najpierw Kiessling, znów znalazł się przed Fahrmannem, położył go na murawie, ale z interwencją zdążyła defensywa Schalke. Chwilę później główkował po rzucie rożnym Boenisch, ale piłkę z linii bramkowej wybił Felipe Santana. Bohater Schalke w tej akcji, został bohaterem … Bayeru w kolejnej, gdy po następnym rzucie rożnym, niefortunnie skierował piłkę do swojej bramki. 1:1!
Remis nie zadowalał jednak Aptekarzy. Kibicom, którzy w końcu zapełnili do ostatniego miejsca BayArenę, chcieli sprezentować zwycięstwo. Jeszcze przy prowadzeniu Schalke pojawił się na murawie Omer Toprak, którego Hyypia posadził dziś na ławce rezerwowych, prawdopodobnie oszczędzając przed wtorkowym meczem z PSG w Lidze Mistrzów.
Wydawało się, że Bayer na 20. minut przed końcem spotkania w końcu wyjdzie na prowadzenie, gdy Kiessling świetnym podaniem wypuścił Gonzalo Castro, który stanął oko w oko z golkiperem rywala, ale kolejny raz taka sytuacja nie dała nam gola. Piłka minęła bramkę Schalke.
Niestety, po chwili stało się to, czego kibic nienawidzi. Gdy jego drużyna z minuty na minutę jest coraz bliżej trafienia, zaskakujący, skuteczny cios zadaje przeciwnik. Tak się stało na BayArenie, gdy Klaas Jan Huntelaar wykończył bardzo dobre dośrodkowanie z rzutu wolnego Farfana.
Drużyna Hyypi nie załamała się jednak tak jak w pierwszej połowie. Nasz trener dał zadebiutować ledwo 17-letniemu Julianowi Brandtowi. Bayer próbował, starał się, miał groźne sytuacje, niepewnie bronił Fahrmann, ale brakowało kropki nad ?i”.
I ona mogła zostać postawiona dwukrotnie, w doliczonym czasie gry. Najpierw strzał, po kapitalnej akcji Brandta, oddał Simon Rolfes, ale świetnym refleksem popisał się Fahrmann. Po chwili przed strzeleniem gola powstrzymała nas poprzeczka. Niestety, na więcej zabrakło czasu. Schalke pokonuje nas w tym sezonie po raz drugi.