Nie ukrywam, że raczej należałem do zwolenników powrotu Michaela Ballacka do Bayeru. Wśród wielu sceptyków zawarcia kontraktu z wiekowym już piłkarzem, szukałem atutów pomocnika w doświadczeniu, ograniu międzynarodowym, w autorytecie dla wielu młodych piłkarzy naszego klubu.
Pierwsze rozczarowanie przyszło szybko. Kontuzjowany Ballack pobierał niemałą kasę za słynne nicnierobienie. Oczywiście, nikt nie zakładał ogromnych problemów ze zdrowiem nowego-starego piłkarza Bayeru, w momencie podpisywania kontraktu. Jednak przy tak sporych zarobkach, warto było zastrzec ich uzależnienie od liczby występów, wkładów w sukcesy naszego klubu.
Skupiając się na tym ostatnim – drugą stroną medalu transferu Ballacka, był dla włodarzy z pewnością aspekt (sukces) marketingowy. Nie ma co ukrywać, popularnością nasz klub nigdy nie dorówna drużynom z większych, niemieckich miast. Jedna z największych gwiazd niemieckiego futbolu w nowym tysiącleciu, miała przynieść wzrost zainteresowania klubem, także za granicą. Ballack nie pomógł, zespół pomógł sobie sam – awansując do Ligi Mistrzów.
Słaba forma po powrocie do zdrowia, brak powołań do reprezentacji dla byłego kapitana kadry Niemiec, informacje o rychłym odejściu do amerykańskiej MLS – wieściły szybki upadek piłkarza, który niedawno był podstawowym graczem mistrza Anglii, Chelsea Londyn. Doszły ponadto problemy osobiste – choć te zostawmy już innym portalom.
I nadszedł sezon obecny, z nowym trenerem, niedoświadczonym Robinem Duttem. Chociaż nie. Na chwilę można jeszcze wrócić do końcówki sezonu poprzedniego, gdzie Ballack momentami naprawdę wiele wnosił do zespołu, jak się później okazało, nowego wicemistrza Niemiec. Bywały jednak także momenty irytujące w jego grze i jak to zawsze bywa – zostały przez wszystkich bardziej zapamiętane.
Wakacje, to dla Ballacka jedna wielka karuzela. Plotki o odejściu do MLS, do Wolfsburga, zapewnienia Dutta o planowaniu dużej roli dla Ballacka w jego teamie. Ostatecznie pomocnik zaczął sezon na ławce rezerwowych, do końca września nie zmienił klubu. Gdzieś, mógł śmiać się pod nosem, widząc nieporadność trenera w kierowaniu wicemistrzem Niemiec, mającym za chwilę zacząć rywalizację w Lidze Mistrzów. Doszły kontuzje czołowych zawodników, najbardziej zżytych z klubem, odpowiadających za mobilizację młodych piłkarzy w trudnych momentach w trakcie meczu. Wspólnej mobilizacji zaczęło nagle brakować, presja mediów uderzała mocno w nasz klub, Dutt zaczął być kompletnie niekonsekwentny i zmieniając swoje zdanie co do Ballacka jeszcze kilka razy, ostatecznie postawił na 35-letniego już gracza.
Nie można powiedzieć, że Ballack zaczął grać nagle idealnie. Miał także gorsze momenty w tym sezonie. Generalnie jednak, wnosi sporo spokoju i doświadczenia do gry Bayeru. Stara się zastępować kontuzjowanego Adlera, grającego rzadziej Rolfesa, a także trenera – konsekwentnie nie wstającego z ławki rezerwowych.
Momentami wciela się także w rolę ofensywnego pomocnika – w końcu takiego pamiętamy go z czasów poprzedniego pobytu w Leverkusen. Potem w Anglii ktoś na siłę przypisał mu zadania defensywne, co było błędem. Ballack wreszcie walczy, wspiera zespół, strzela, broni. Na dodatek odciął się od mediów, które ponownie chcą wrócić do konfliktu na linii Ballack – Low i ?szukać? ewentualnego powołania dla pomocnika Aptekarzy.
Zaczyna się wreszcie spłacać ten ogromny, ponad 10-milionowy dwuletni kontrakt. Nie wiadomo, co stanie się w czerwcu z zawodnikiem. Ten chyba wreszcie zrozumiał i postanowił zrobić wszystko, by nie odcinać kuponów od sławy na zakończenie kariery. Młodemu zespołowi, z młodym trenerem i młodymi asystentami trenera – chyba jednak jeszcze jest potrzebny. Wahania formy naszego zespołu są niezwykle irytujące – nie mówimy już bowiem o wahaniach z kolejki na kolejkę, z tygodnia na tydzień – ale z kwadransa na kwadrans w trakcie meczu.
Dla (tymczasowego) kapitana Bayeru, Michaela Ballacka, to być może ostatnie zadanie w Bayerze – swoim doświadczeniem i autorytetem, jest w stanie ustabilizować nierówną formę młodej drużyny. I oby mu się to udało!
Martin Huć