Zapraszamy do rozmowy z Mateuszem Karoniem, dziennikarzem sportowym Wirtualnej Polski, który spisał wspomnienia Radosława Kałużnego w jego autobiografii ?Powrót Taty”.
Skąd wziął się pomysł, aby to właśnie Pan spisał wspomnienia Radosława Kałużnego?
Nawiązałem kontakt z Radkiem, ponieważ dziwiło mnie, że były reprezentant Polski pracuje fizycznie w Anglii. Podczas pierwszej rozmowy telefonicznej przedstawiłem krótko moją wizję książki. Postanowiliśmy się spotkać, by ustalić, czy na pewno chcemy współpracować.
Jak wspomina Pan pierwsze spotkanie z nim, pierwsze momenty z pisania autobiografii?
Pierwszą kawę wypiliśmy w towarzystwie wydawcy, czyli Marka Wawrzynowskiego. Szybko zauważyliśmy, że Radek mówi ciekawie. To typ rozmówcy, który strzela anegdotami, jeśli pociągnie się go za język. Jeśli jednak pójdę nieprzygotowany na spotkanie, mam gwarancję, że zbyt wiele nie opowie.
Do którego momentu z książki wraca Pan najchętniej? Który wywołuje największy uśmiech, a który za każdym razem przeraża?
Zdecydowanie najchętniej wracam do opowieści o szpitalu psychiatrycznym (Zagłębie Lubin umieściło tam Radosława Kałużnego, by uniknął służby wojskowej i otrzymał żółte papiery – więcej w książce – przyp. red.). Absurdem przerasta ona dzikość szalonych lat 90. i do dziś trudno mi uwierzyć, że to wydarzyło się naprawdę. Przerażające są oczywiście historie o domu rodzinnym. Wolałbym jednak nie poruszać tego tematu przez szacunek do Radka. Opowiedzenie tego było dla niego niezwykle bolesne.
Od początku do samego końca zawodnik chciał, by ta książka się ukazała i to z tak szczerą treścią, czy miał chwile zawahania?
Właściwie przez dłuższy okres wykonywałem po prostu pracę dziennikarską. Kiedyś, z ciekawości spytałem o te trudne momenty. Radek odpowiedział, że nie mógłby inaczej. Jeśli już pisać, to prawdę. Dlatego spisywanie jego wspomnień było dla mnie szczególnie przyjemne.
Jakim człowiekiem prywatnie jest Radosław Kałużny?
To fajny, bardzo czuły facet. Nie jest chamem, na jakiego był i chyba nawet chciał być kreowany. Choć nie pokazuje emocji, wiele rzeczy bardzo go dotyka.
Gdy opowiadał o Bayerze, o wielu barwnych anegdotkach, imprezach z Berndem Schneiderem i Oliverem Neuvillem, a jednocześnie o coraz większych problemach z kolanami – robił to z uśmiechem, czy jednak poczuciem szansy, której nie mógł ze względu na problemy zdrowotne w pełni wykorzystać?
Radek zawsze powtarza, że nie lubi gdybania. Pewnie najlepiej byłoby zadać to pytanie jemu. To człowiek raczej skromny. Za każdym razem podkreśla, że jest tylko prostym chłopakiem z Lubina. Wiele razy słyszałem, jaką nobilitacją była dla niego gra dla Bayeru.