Były bramki, zmarnowane sytuacje, walka na boisku. Bayer Leverkusen chciał odegrać się na rywalach z Portugalii za porażkę w dwumeczu 1/16 finału Ligi Europy z sezonu 2012/13. O wiele ważniejszym celem była jednak konieczność powrotu do gry o awans do fazy pucharowej tegorocznej edycji Ligi Mistrzów. Ewentualna porażka mocno skomplikowałaby ambitne plany Aptekarzy.
Pierwsza połowa stała pod znakiem miażdżącej przewagi Bayeru. Goście z Lizbony już od pierwszych minut dali się zepchnąć do głębokiej defensywy, z kolei gospodarze wyglądali w ataku niezwykle świeżo, popisując się wysokim pressingiem, wysoko ustawioną formacją defensywną (która, co niezmiernie istotne, ustrzegła się w pierwszej połowie jakichkolwiek błędów i stanowiła mur nie do przejścia), a przede wszystkim, czego brakowało w spotkaniu z AS Monaco – skutecznością.
Na początku spotkania Aptekarze próbowali przede wszystkim uderzeń z dystansu. Po jednym z nich zagrożenie pod własną bramką sprokurował mocno niepewny i wyglądający na zdekoncentrowanego Julio Cesar: Brazylijczyk w 12. minucie wypuścił przed siebie piłkę po strzale Karima Bellarabiego, jednak koło golkipera gości nie było żadnego z piłkarzy Bayeru.
Jedną z najgroźniejszych akcji pierwszej odsłony spotkania Aptekarze przeprowadzili już dwie minuty później. Grający w pierwszej połowie jak z nut Heung-Min Son szarżował prawym skrzydłem, by wyłożyć piłkę na ósmy metr. Strzał Hakana Calhanoglu zablokował wślizgiem obrońca, do futbolówki dopadł jednak Lars Bender, po którego uderzeniu odbiła się ona od słupka i wyszła w pole. Julio Cesar ograniczył się w tej akcji do roli biernego widza.
Aptekarze dominowali, przeciwnik praktycznie nie istniał na murawie, a jednak z tyłu głowy kibiców z pewnością czaiły się demony z pierwszego grupowego spotkania z AS Monaco, gdy piłkarze Rogera Schmidta również mieli miażdżącą przewagę, której nie potrafili przekuć na bramki.
Tym razem gole dla Bayeru padły, ku uwiecznionej przez kamerzystę uldze trenera gospodarzy. W 25. minucie, gdy z dystansu uderzał Son, Julio Cesar po raz kolejny wypuścił piłkę z rąk. Tym razem obrona Portugalczyków nie miała szczęścia, ponieważ we właściwym miejscu i we właściwym czasie znalazł się Stefan Kiessling, który spokojnie dopełnił formalności.
Dziewięć minut później było już 2-0 dla die Werkself. Prawym skrzydłem atakował Bellarabi, który idealnym zagraniem do środka obsłużył Sona. Koreańczyk przymierzył perfekcyjnie w okienko bramki tylko teoretycznie strzeżonej przez Julio Cesara.
Dominację Bayeru idealnie ukazuje fakt, że przyjezdni pierwszy (w dodatku niecelny) strzał na bramkę Bernda Leno oddali dopiero w 39. minucie spotkania. W końcówce pierwszej połowy wynik mógł podwyższyć Son, który urwał się mocno spóźnionym obrońcom, jednak po indywidualnym rajdzie nie potrafił z dość ostrego kąta zmieścić piłki w bramce.
Kilka minut po wznowieniu gry po przerwie rywala powinien dobić obsłużony idealnym zagraniem Calhanoglu. Pozbawiony obstawy obrońców Turek atakował piłkę wślizgiem na dalszym słupku, ale zamiast wjechać z nią do siatki, fatalnie przestrzelił z bliskiej odległości. Ci spośród kibiców Bayeru, którzy skłonni są szukać w podobnych sytuacjach okoliczności łagodzących dla swoich ulubieńców zauważą, że piłka w ostatniej chwili podskoczyła na kępie trawy, zmieniając tor lotu. Mimo wszystko – takie sytuacje po prostu trzeba wykorzystywać.
Bayer kontrolował grę, ale wystarczyła chwila nieuwagi w 62. minucie i goście zdobyli kontaktową bramkę. Piłkę w polu karnym rywali otrzymał Eduardo Salvio, który prostym zwodem minął Wendella i uderzył precyzyjnie tuż przy słupku.
Odpowiedź Aptekarzy była błyskawiczna. W swojej pierwszej akcji po stracie gola w polu karnym Portugalczyków faulowany był Kiessling. Martin Atkinson podyktował rzut karny, który na bramkę – rehabilitując się za fatalne pudło – zamienił Calhanoglu.
Dobrą szansę na podwyższenie wyniku zmarnował pierwszy strzelec spotkania. Mając przed sobą jedynie obrońcę, którego zwiódł balansem ciała, „Kiess” niepotrzebnie wdał się w kolejny drybling. Efekt – zablokowany strzał.
Bayer ostatecznie dowiózł do końca wynik 3-1. Rezultat powinien być bardziej okazały, szczególnie zważywszy na obraz gry w pierwszej połowie. Po przerwie Aptekarze kontrolowali sytuację i nie pozwalali graczom z Lizbony na zbyt wiele. Powrót Ömera Topraka przyniósł widoczną poprawę w grze defensywy, a gracze ofensywni przypomnieli sobie, jak się strzela bramki, co bardzo dobrze wróży na najbliższą przyszłość.