W Bundeslidze Bayer gra poniżej oczekiwań. W Lidze Mistrzów trafia na głównego faworyta. Szef klubu Wolfgang Holzhauser wypowiada się na temat zawiedzionych nadziei, trenerze Dutt’cie i swoim wizerunku.

Panie Holzhauser, rok temu mecz Bayeru z Borussią decydował o tytule. Jak jest teraz?

Holzhauser: Tak, dla Dortmundu. Dla nas nie jest.

Co dzieje się w Bayerze przez ostatnie 6 miesięcy?

Holzhauser: Nie ma fanfar. W tym samym okresie zeszłego sezonu, liczyliśmy jeszcze na mistrzostwo. Teraz nie. Jest inaczej. Dortmund ma super sezon. My dobry, ale nie wybitny.

To powoduje smutek?

Holzhauser: Pewnie, że tak. Zawsze celem są czołowe lokaty. Naszym zadaniem było miejsce 1-3, teraz 4, ale szanse są niewielkie. Ostatnie wyniki pokazały nam nowe gorsze możliwości. Pojawiły się też utrudniające realizacje celu opinie z zewnątrz. Ale nadal gramy o europejskie puchary, gramy dalej w Lidze Mistrzów, więc nie jest źle. Określiliśmy jednak cele przed sezonem, niezależne od prawdopodobieństwa ich osiągnięcia. Mimo, że byliśmy 2 w zeszłym sezonie, w tym satysfakcjonowało nas miejsce 3. Niestety pojawiły się głosy, że skoro byliśmy 2, to dlaczego walczyć o miejsce 1. My tak jednak nie robiliśmy.

Jakaś analiza?

Holzhauser: Zeszły sezon nieco zamydlił nasz stosunek do rzeczywistości. Jeśli kończysz sezon przed Bayernem Monachium, myślisz że zostaniesz Mistrzem Niemiec. Tą pozycję zapewnił nam Jupp Heynckes. Ale Dortmund był lepszy, mimo że nie przeważał w drugiej rundzie jak w pierwszej części sezonu. Mieliśmy też trochę szczęścia. Za wyjątkiem Rolfesa, nie mieliśmy kontuzji. Obecnie trenerowi Dutt – owi brakuje wielu graczy jak Barnetta, Renato Augusto czy Sam, którzy dobrze grają 1 na 1 i są ważni zwłaszcza w meczach ze słabszymi rywalami jak Norymberga, Kolonia czy Hannover. Tu był problem, ale brakowało też trochę szczęścia, które było w zeszłym roku.

Czy zamieszanie, które się pojawiło, zaskoczyło Pana?

Holzhauser: Nie, wiadome było, że cele są wyższe. Byłem zdziwiony, że kibice gwizdali po zwycięstwie z Mainz, kiedy zespół pokazał chart ducha po straceniu prowadzenia. Nie zrozumiałem tego, a zespół to przybiło. Co do Robina Dutta, to chcieliśmy go w drużynie dopiero za rok. Wiedzieliśmy, że 2 miejsce było trochę szczęśliwe. Myśleliśmy, że Heynckes skończy swoją misję prowadząc nas w 3 sezonie. Niestety, zdecydował się na transfer do Bayernu Monachium. Robin Dutt trafił na strasznie wysokie oczekiwania mediów i fanów, ale radzi sobie na razie bardzo dobrze.

Po meczu ze Stuttgartem reakcje już były inne, mimo remisu. Jakieś nowe standardy?

Holzhauser: Zobaczyliśmy, że reakcja po meczu z Mainz była z bocznego sektora strefy kibica. Inna były historie tych meczy, a wiadome było, że reakcja po meczu z Mainz nie pomogła zespołowi. Zauważył to Lars Bender w swojej wypowiedzi do kibiców i to było słuszne.

Nie ma więc strukturalnego problemu w nastawieniu kibiców do zespołu?

Holzhauser: Nie. Przegraliśmy przecież wysoko z Norymbergą i Kolonią u siebie. Zwłaszcza porażka z Norymbergą była frustrująca i każdy myślał, gdzie podążamy. Dlatego byłem obecny na całym obozie przygotowawczym, aby na własne oczy zobaczyć stosunek trenera do zespołu i odwrotnie. Obóz był efektywny, treningi ciekawe. Trener przyszedł i powiedział, że jest zadowolony z zespołu, a stosunek wzajemny jest w porządku. To dawało podstawy to liczenia na wygraną z Mainz. I przyszła wygrana po walce, a potem gwizdy. To zabolało, zwłaszcza młodych piłkarzy.

Gwizdy były spowodowane przez zmianę Michaela Ballacka. Pan zareagował bardzo ostro, mówiąc że Projekt Ballack się nie sprawdził?

Holzhauser: Na temat Ballacka każdy już powiedział wszystko. Nic nie będę dodawał. To było frustrujące, wielu zawodników dało z siebie dużo, abyśmy wygrali i zaprezentowało się dobrze. I to był nasz główny temat. Zadawaliśmy sobie pytania, co zrobiliśmy, że nastrój wokół klubu jest tak słaby i myśleliśmy o jego zmianach. To nie miało nic wspólnego z Ballackiem.

Rudi Voller miał jednak inne zdanie na ten temat. Czy to miało wpływ na Wasze relacje?

Holzhauser: Znamy się od kilkunastu lat. To znacznie więcej, niż przeciętnie w biznesie. Jesteśmy przyjaciółmi i opinia Rudiego nie miała na to żadnego wpływu.

Powiedział Pan, że odejdzie w 2014 roku. Czy była to reakcja na słabą rundę zakończoną klęską z Norymbergą?

Holzhauser: Nie. Poproszono o mnie, abym się określił, co będę robił po wygaśnięciu mojego obecnego kontraktu w 2014 roku. A ja myślę o zwolnieniu w wieku 64 lat. Powiedziałem to, co myślę dzisiaj. Powiem Panu, że ciśnienie w branży jest coraz większe i większe. I coraz trudniejsze jest radzenie sobie z presją. W weekendy słabo śpię, cały czas myślę o meczach. Jest to coraz trudniejsze. Zastanawiam się, czy mając 64 lata nadal będę wytrzymywał życie na takich obrotach. Ale jeszcze nie zdecydowałem finalnie, czy na pewno odejdę, jak też władze spółki, czy przedłużą mój kontrakt.

Znaczny wzrost kosztów rozbudowy stadionu, fatalny koniec współpracy z Teldafax i wreszcie na razie przeciętny rozwój współpracy z trenerem Duttem – czy nie ma nacisków z Bayer AG, aby era Holzhausera się skończyła?

Holzhauser: To wymysł dziennikarzy, że kiedy coś się dzieje nie tak, to zaraz Bayer AG naciska na zmiany. Nie ma żadnej presji ze strony Bayer AG. Jesteśmy w miarę odrębną organizacją i mamy własny budżet, w ramach którego ja i Rudi Voller się poruszamy.

Najważniejsze działania, takie jak zmiana trenera do tego pasują?

Holzhauser: To jest pytanie, w jaki sposób radzimy sobie z współpracą z ludźmi. Ja zawsze dyskutuje o takich sprawach w większym gronie. Są rzeczy, o których decyduje sam, ale zmiana trenera do nich nie należy. Tu zawsze konsultuje się z Rudim Vollerem i akcjonariuszami klubu.

Przeżył Pan sytuację, kiedy połowa stadionu krzyczała „Holzhauser wynocha!” , także na pewno jest Pan odporny na presję?

Holzhauser: Nigdy nie jest się odpornym na presję. Radzisz sobie z tym dobrze, lub źle. Nawet kiedy wygramy, czuję presję, bo już myślę o następnym meczu. Pytanie brzmi, czy jak będę miał 64 lata, dalej tak będzie.

To ostateczny termin?

Holzhauser: W tym momencie tak.

Jak oceniłby Pan drugie miejsce w ubiegłym sezonie w porównaniu do drugich miejsc za czasów Calmunda, kiedy z pieniędzmi nikt w klubie się nie liczył?

Holzhauser: Zawsze odróżniamy nasz cel i prawdopodobieństwo jego osiągnięcia. Celem Bayeru Leverkusen jest zawsze Liga Mistrzów. W przeciwnym razie to nie byłaby żadna konkurencja. Czy osiągniemy ją, czy też nie, decydują o tym indywidualne przypadki. Obecnie nie mamy takich szans. Ale jedno stwierdzę. Nasze zasoby finansowe są dobre, gdyż mamy w Bayer AG partnera – spółkę matkę, która płaci nam regularnie. Wiadome jest, że z 25 mln euro dotacji na sezon, 12 mln idzie na spłatę stadionu. Termin jest długi i odpowiedni. Ale w stosunku do innych klubów Bundesligi jak Dortmund, Schalke, Kolonia, Frankfurt to coś zupełnie innego. Jesteśmy w gronie najlepszych 7 drużyn w lidze. Takie są fakty. Także z reguły będziemy walczyli o miejsca 3 – 7. Czasami jest opcja na miejsce 1 lub 2, gdy najsilniejsi będą mieli gorszy sezon. To są założenia, nie życzenia. Ale w obecnej chwili, nie dostaniemy się na poziom Dortmundu na przykład, który płaci 17 mln euro za Reusa. My płacimy za graczy od 5 – 7 mln euro. Więcej nie możemy. Ale czasami zdarzają się wyjątki (śmiech).

Wyjątkiem jest Michael Ballack. Czy możliwe jest, że w przyszłości Bayer AG zapłaci trochę więcej za czołowego gracza w przyszłości?

Holzhauser: Jest to sprawa do przedyskutowania, nie jest to automatyzm.

Czy były szanse na walkę o Reusa?

Holzhauser: Nie mieliśmy. Weźmy za przykład Vedrana Corlukę. O nim rozmawialiśmy już 3 lata temu. Nie marzyliśmy nawet, że do nas trafi. Pojawiły się jednak sprzyjające okoliczności. Pojawiła się szansa na wypożyczenie z opcją pierwokupu. To szczęśliwy traf. Zwykle trudno jest  transfer tak dobrego gracza do Leverkusen. Ale mamy to szczęście, że nasza reputacja w Europie jest bardzo dobra i piłkarze wiedzą, że traktujemy ich w klubie w wyjątkowy sposób. To jest bardzo pozytywne. Utrzymujemy ich najlepiej, jak potrafimy. Każdy gracz, który od nas odchodzi, poleca nasz klub innym piłkarzom. To daje nam większe możliwości w niektórych przypadkach. Ale na końcu i tak liczą się pieniądze.

Mówisz o strefie komfortu?

Holzhauser: To jest strefa komfortu, ale jest to pozytywne. Ale to określenie mi się nie podoba. Działamy w branży rozrywkowej, a zawodnik to jej najważniejsza składowa. Dlatego dajemy im najlepszą opiekę zarówno medyczną, jak też szkoleniową. Dlatego stwarzamy piłkarzom strefę komfortu. Wydaje mi się, że inne myślenie jest błędem.

Robin Dutt miał ciężko od samego początku. Nie miał nawet czerwonego dywanu. Ile wytrzymałości kosztuje bronienie go przed atakami przez cały sezon?

Holzhauser: Wyniki Heynckesa mu nie pomagały. 4 i 2 miejsce to duże sukcesy. Inaczej to planowaliśmy. Ale Jupp odszedł sezon wcześniej niż zakładaliśmy. Zapłaciliśmy więc za transfer trenera, czego zwykle nie dokonujemy z chęcią i ściągnęliśmy Dutta wcześniej. Masz rację – nie było czerwonego dywanu. Ale tylko ze strony opinii publicznej, my wspieramy trenera. Nie wszystko jednak poszło, jak oczekiwaliśmy. Ale praca trenera jest doskonała. Jesteśmy bardzo zadowoleni z niego. Kiedyś przyszedł do mnie zawodnik i powiedział: miałem w życiu 9 trenerów i żaden nie miał tak trudno od początku. Gracze tego nie rozumieli. Robin Dutt ma bardzo trudno. Ale będziemy wobec niego uczciwi i damy mu szansę. Wierzę, że będzie kilka lat z nami. Na razie wierzę, że robimy wszystko dobrze.

Jeśli broni Pan trenera, to dlaczego nie używa Pan ostrych słów w mediach. Także w sytuacji, gdy z klubu wyrzucony został Balitsch, ważny gracz, który jednak powodował kłopoty?

Holzhauser: Nie jestem złym policjantem. Jestem raczej osobą, która powołuje się na wewnętrzne dyskusje i prosi o zrozumienie. A co do Robina Dutta – prasa nie dała mu żadnej szansy na obronę. Na początku prasa źle zinterpretowała kilka jego wypowiedzi i już miał swoją łatkę. Ale wszystko już się stało.

Klub opuścił Peter Hermann, wieloletni łącznik między trenerem a zespołem?

Holzhauser: Jest człowiekiem, którego na pewno jest szkoda i jest trudny do zastąpienia. On jest częścią Bayeru 04, podobnie jak Rene Adler. To typ kolegi i jeden z najlepszych trenerów. Na pewno go brakuje. Ale Robin Dutt zebrał zespół wokół siebie i to jest dobre. Oczywiście liczymy także, że jeszcze będziemy pracowali z Hermannem.

Jak to się dzieje, że trener odchodzi wbrew woli ludzi, którzy dalej wiązali z nim plany?

Holzhauser: Tak jak z Robinem Duttem. Wiąże się to, że trenerzy są oceniani przez krótkotrwały sukces i każdy do niego dąży. Wszystko jest odnoszone do ostatnich wyników.

Jak ocenia Pan swoje kontakty z trenerami podczas Pana pracy w klubie?

Holzhauser: Odkąd objąłem stery po Calmundzie zawsze byłem traktowany jako zły policjant. Ale to nie jest do końca tak. Każdy, kto mnie dobrze zna, mówi coś innego. Jestem pragmatykiem, ale także kieruje się emocjami. Moje ulubione powiedzenie: Nie jestem architektem mojej fizjonomii.

We wtorek Barcelona – największy przeciwnik z możliwych. Jak przygotowania do meczu?

Holzhauser: Jest kilka osób, które są zaangażowane w organizację meczu, dystrybucję biletów. Ale wielu z nas jest jeszcze przy meczu z Dortmundem.

Mecz z Barceloną jest szczytowym momentem Twojej pracy dla klubu?

Holzhauser: Nie. Najlepsze momenty to sezon 2001/2002. Wygrana z Liverpoolem 4:2 i remis w Menchesterze z United 2:2. Ludzie wiwatowali. To były najlepsze momenty.

To było za czasów Calmunda. A teraz?

Holzhauser: Weźmy za przykład mecz z Chelsea, który wygraliśmy 2:1.

Podczas ostatniego przedłużenia kontraktu, mówił Pan, że chce chociaż jednego tytułu. Coś z tego będzie?

Holzhauser: Wnioski są różne. Ale ja dalej wierzę, mimo że w tym momencie nie wygląda to dobrze.

 



ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj
Captcha verification failed!
Ocena użytkownika captcha nie powiodła się. proszę skontaktuj się z nami!