Ciągłych bezproduktywnych ataków, z których większość kończyła się jeszcze przed polem karnym Hoffenheim, marnowanych nagminnie sytuacji, gdy wreszcie udało się zagrać skuteczne ostatnie podanie, ogólnego bicia głową w mur… Tego mogliśmy się bać po pierwszej, bezbramkowej połowie. Na szczęście dzisiaj Aptekarze zagrali diametralnie inaczej niż w ostatnim spotkaniu z Borussią Mönchengladbach. Inaczej – czyli lepiej.
Zmiana dotyczyła przede wszystkim roli, jaką na boisku pełnił Stefan Kiessling. Do tej pory „Kiessa” obserwowaliśmy głównie jako zawodnika, przez którego co najwyżej przechodziły piłki. A już najlepiej, jeśli król strzelców Bundesligi sprzed dwóch sezonów po prostu nie przeszkadzał Karimowi Bellarabiemu czy Heung-Min Sonowi w przeprowadzaniu akcji ofensywnych, ograniczając się co najwyżej do walki w pojedynkach główkowych. Dziś Kiessling był znów ważnym elementem gry zespołu z przodu, to do niego zagrywana była większość piłek. Motywowany niesamowicie przez miejscowych kibiców, którzy dawali irytujący na dłuższą metę koncert gwizdów, gdy tylko zdobywca zeszłorocznej Phantomtor dochodził do piłki, od początku ujawniał niesamowite parcie na strzelenie gola.
Najpierw jednak do głosu doszli gospodarze. Po fatalnym błędzie Ömera Topraka, który próbował podawać piłkę do przodu, a zamiast tego oddał ją Roberto Firmino, po raz pierwszy (ale nie ostatni) musiał się wykazać Bernd Leno, który wybronił sytuację sam na sam z Brazylijczykiem.
Potem atakowali już głównie goście, choć przez długi czas nic z tego nie wynikało. Po kwadransie gry Bellarabi wypuścił prostopadłym podaniem Kiesslinga, ale napastnik die Werkself nie potrafił pokonać Olivera Baumanna, który popisał się świetną interwencją. Aptekarze próbowali dalej; a to Kiessling silnym strzałem zza pola karnego przestrzelił o milimetry obok słupka, a to Hakan Calhanoglu o mały włos wpakował piłkę do bramki rywali bezpośrednio z rzutu rożnego… Swoje zmarnował też w 30. minucie Son, który po podaniu Calhanoglu uderzył soczyście z powietrza, nie trafiając jednak w bramkę. Druga połowa z kolei zaczęła się od zmarnowania niezłej okazji przez Gonzalo Castro – tym razem ostatnie, wypieszczone podanie było dziełem Sona.
Kibice Bayeru słusznie mogli obawiać się powtórki z dwumeczu z AS Monaco. W 50. minucie wydawało się nawet, że Hoffenheim obejmie prowadzenie, gdy po wrzutce Firmino z prawego skrzydła głową równie mocno, co precyzyjnie uderzył Kevin Volland… Piłkę z linii bramkowej wybił jednak Toprak, który tym samym zrehabilitował się w oczach fanów za wpadkę z pierwszych minut.
Na szczęście taktyka gry do, a nie tylko przez Kiesslinga, przyniosła wreszcie skutek. Na ostatnie piętnaście minut na murawie zameldował się Julian Brandt, który dał odpocząć Calhanoglu. To, czy Turek dziś zagra, czy nie, było niemal do końca zagadką po tym, jak zawodnik ten złapał przeziębienie. Nie na darmo jednak Bayer sponsorowany jest przez koncern farmaceutyczny; w ostatniej chwili udało się postawić Hakana na nogi. Piłkarz z numerem „10” na koszulce zaliczył dziś solidny występ, ale to jego zmiennik wniósł naprawdę znaczącą różnicę do gry zespołu, zaliczając asystę przy trafieniu Stefana Kiesslinga z 79. minuty. „Kiess” udowodnił przy tym, że przez te wszystkie spotkania, w których pełnił niewdzięczną rolę człowieka od czarnej roboty, nie zatracił swego snajperskiego instynktu – napastnik Aptekarzy w momencie zagrania rozstrzygającej o losach spotkania piłki znajdował się na granicy spalonego, bez obstawy któregokolwiek z obrońców Hoffenheim. Odpowiedział gwiżdżącym kibicom Wieśniaków w najlepszy możliwy sposób.
Wydawało się, że o końcówkę osoby wspierające Bayer nie muszą się martwić. Hoffenheim powinno ruszyć do przodu, przyjezdni mogli się więc skupić na kontrach; z szybkimi Bellarabim i Brandtem zagrożenie pod bramką Baumanna było niemal pewne. Ostatnie minuty przybrały jednak diametralnie inny obrót. Gospodarze zaczęli stwarzać zagrożenie w polu karnym Leverkusen, a linia obronna drużyny Rogera Schmidta nie sprawiała wrażenia zapory nie do przebycia. Znów jednak na wysokości zadania stanął Leno, broniąc między innymi groźny strzał Adama Szalaia.
Prowadzenie udało się dowieźć do końca, a mogło być nawet bardziej okazałe. Przy próbie wyjścia z kontratakiem w liczbie trzech Aptekarzy na jednego obrońcę Wieśniaków plus wracającego jak najszybciej między słupki Baumanna, który końcowe minuty rozegrał jako libero, próbujący lobować z połowy Bellarabi praktycznie podał piłkę do golkipera gospodarzy, marnując idealną szansę na dobicie rywala szybkim atakiem. Zebrał za to solidną burę od Sebastiana Boenischa.
Podopieczni Schmidta wykonali dziś ważny krok w kierunku zdobycia trzydziestu punktów na półmetku sezonu. W sobotę czeka ich niezmiernie ciekawy rywal, czyli Eintracht Frankfurt, który przegrywał dziś w pewnym momencie z Herthą Berlin 0-3, a w drugiej połowie 2-4, by ostatecznie zremisować spotkanie 4-4. A to wcale nie jest wyjątkowy wynik jak na zespół Thomasa Schaafa (przymierzanego latem do prowadzenia Bayeru); Eintracht w tym sezonie ochoczo wchodzi w buty TSG Hoffenheim jako drużyny grającej widowiskowo, strzelającej dużo goli i równie dużo tracącej. Jest więc na co czekać do soboty, tym bardziej, że będzie to ostatni mecz Aptekarzy w tym roku.