Mimo kilku szans na zdobycie bramki, Bayer Leverkusen przegrał na wyjeździe z rzymskim Lazio 0-1. Mecz był dość wyrównany, zadecydowała dyspozycja graczy formacji defensywnych.
Spotkanie na początku toczyło się w szybkim tempie, choć obie drużyny grały niezwykle uważnie w obronie. Od pierwszych minut zarysowała się przewaga gospodarzy, którzy jednak mieli kłopoty z przedarciem się przez zasieki defensywne Aptekarzy. Mecz z czasem tracił na intensywności, a wydarzenia na murawie zostały na moment przyćmione przez pokaz chamstwa kibiców Lazio. Sympatycy rzymskiego zespołu sprowokowali interwencję spikera, po tym jak ofiarami ich rasistowskich docinek padli Wendell i Jonathan Tah.
Konstruowanie akcji przychodziło piłkarzom Rogera Schmidta z trudem. Lazio odrobiło pracę domową i gdy tylko jeden z zawodników w czerwonej koszulce znalazł się przy piłce na połowie gospodarzy, zaraz doskakiwało do niego przynajmniej dwóch przeciwników.
Pierwszą dobrą sytuację stworzył sobie Karim Bellarabi, który złamał akcję do środka z prawego skrzydła i mimo asysty obrońcy oddał groźny strzał (23.). Niestety – ponad bramką. Chwilę później z dystansu uderzył potężnie Lars Bender, piłka obiła jednak słupek rywali. Ci w odpowiedzi ruszyli z szybką kontrą, sam na sam z Berndem Leno po prostopadłym zagraniu wyszedł Miroslav Klose, doświadczony napastnik nie zdołał jednak oddać uderzenia w dogodnym momencie dzięki świetnej reakcji golkipera. Leno wyszedł z bramki, zmusił Klose do zejścia do boku, a ten uderzył wprawdzie z ostrego kąta w słupek, niemniej obrońcy zdążyli wrócić i zapobiegli dobitce.
W końcówce pierwszej odsłony spotkania spektakularne trafienie mógł zapisać na swoje konto Hakan Calhanoglu: ofensywny gracz Bayeru dostrzegł, że bramkarz rywali, Etrit Berisha, wyszedł poza obręb pola bramkowego, spróbował go więc przelobować strzałem z własnej połowy. Uderzenie minęło bramkę strzeżoną przez Albańczyka o włos.
Po przerwie na ławce rezerwowych pozostał bezbarwny Heung-Min Son, który wciąż szuka swej optymalnej formy, a na placu gry zameldował się Admir Mehmedi. Szwajcar zagrał dobre zawody, był aktywny i kilka razy bezpośrednio zagroził bramce Lazio. Okazji dla Aptekarzy w drugiej połowie było znacznie więcej, niestety nie przełożyło się to na zdobycz bramkową.
W 60. minucie z rzutu wolnego groźnie uderzał Hakan Calhanoglu. Strzał był mocny, piłka trafiła jednak w dobrze ustawionego Berishę. Bramkarz włoskiej drużyny nie ryzykował próby złapania, piąstkując futbolówkę, nie było jednak chętnych na dobitkę.
Aptekarze zmienili ostrożne nastawienie i coraz więcej energii skupiali na atakach, częściej kopiąc piłkę na połowie rywali. Dwójka obrońców, do przerwy spisujących się więcej niż nieźle, w drugiej połowie zanotowała kilka błędów, które ostatecznie doprowadziły do straty gola… Pierwsze poważne ostrzeżenie przyszło w 63. minucie, gdy Balde Keita po kontrataku miał przed sobą już tylko Leno. Skuteczny powrót zaliczył Tah, który w ostatniej chwili przeszkodził rywalowi, a ten posłał piłkę ponad bramką.
Upłynęło kilkadziesiąt sekund, a ciężar gry wrócił na połowę klubu z Rzymu. Mehmedi wykańczał ładną zespołową akcję mocnym uderzeniem zza pola karnego, ale piłka minęła dalszy słupek bramki gospodarzy. W 66. minucie rzut wolny z pokaźnego dystansu egzekwował Calhanoglu, uderzając precyzyjnie, niemniej Berisha miał czas, by zdążyć z interwencją.
Minęły trzy minuty i gola strzelił Calhanoglu. Świetnie na prawym skrzydle rozegrał akcję Bellarabi, centrując piłkę, do której ostatecznie doszedł reprezentant Turcji. Zawodnik Bayeru wpakował piłkę do bramki, goście rozpoczęli celebrację trafienia, gol jednak… nie został uznany. Sędzia dopatrzył się spalonego u Stefana Kiesslinga, który musnął futbolówkę uderzoną przez partnera z formacji ofensywnej.
Bayer sprawiał wrażenie drużyny podrażnionej tą decyzją, w dodatku ewidentnie poczuł krew. Ataki stały się coraz intensywniejsze, wydawało się, że gol jest tylko kwestią czasu…
I tak też się stało. Padła bramka, jednak cieszyli się z niej gospodarze. Błąd popełnił Kyriakos Papadopoulos, z powrotem nie nadążył Tah i Balde Keita tym razem nie spudłował. Piłka odbiła się jeszcze od słupka i wpadła do siatki.
Na tym właściwie spotkanie mogłoby się zakończyć. Aptekarze sprawiali wrażenie zbitych z tropu, a defensywa czekała z utęsknieniem na końcowy gwizdek. Niestety, przegraliśmy właśnie przez tę różnicę – w kluczowym momencie ujawniła się wada Jonathana Taha, jaką jest kiepska zwrotność i słaby start do piłki. To był ten detal, który zadecydował, jak powiedziałby klasyk.
Bayer przegrał, choć wcale nie był drużyną słabszą. I to jest podstawa do optymizmu na rewanż, tym bardziej, że mamy tylko jedną bramkę straty. Liga Mistrzów wciąż w zasięgu, ale przed piłkarzami Schmidta sporo do poprawy.