Słaba, chaotyczna gra Aptekarzy, niesamowita ambicja czwartoligowców i wielkie emocje na stadionie w Magdeburgu. Przez większa część spotkania, oczy każdego kibica Bayeru cierpiały, patrząc na poczynania swoich ulubieńców. Męczarnia przez jaką przeszli Aptekarze została okupiona na koniec spotkania, kiedy to stał się cud. Cud, dzięki któremu to Bayer Leverkusen jest w następnej rundzie Pucharu Niemiec! Szczęśliwy remis 2:2 został zwieńczony niesamowitym konkursem rzutów karnych, po którym to Aptekarze schodzili z murawy jako zwycięzcy.
W drużynie Bayeru Leverkusen po raz pierwszy w tym sezonie od pierwszych minut zaczęli wspólnie Stefan Kiessling i Josip Drmić. Najwyraźniej Roger Schmidt uznał, że mecz z teoretycznie niewymagającym przeciwnikiem jakim jest Magdeburg, jest idealna okazją do przetestowania wariantu z dwoma napastnikami. Ponadto w wyjściowej jedenastce na prawej obronie wybiegł Roberto Hilbert, który powoli zaczyna zdobywać zaufanie trenera. Na lewej stronie defensywy zaczął nominalny prawy obrońca Tin Jedvaj, mimo że do kadry meczowej wrócił już Sebastian Boenisch. Wobec kontuzji Reinartza, której nabawił się w ostatnim meczu z Schalke, na środku pomocy wybiegł Kyriakos Papadopoulos, dla którego ta pozycja była nowym wyzwaniem. Jedynym nieobecnym zawodnikiem, mającym żelazną pozycję w wyjściowej jedenastce Rogera Schmidta, jest Karim Bellarabi, który dostał dziś wolne od szkoleniowca. W ekipie gospodarzy mieliśmy okazję zobaczyć byłego zawodnika rezerw Bayeru Leverkusen Christophera Siefkesa, który od tego sezonu jest zawodnikiem Magdeburga.
Piłkarze die Werkself nie kazali kibicom zbyt długo czekać na pierwszą bramkę. Już w 3 minucie spotkania Aptekarze otrzymali rzut wolny z około 30 metrów. Chyba wszyscy w Niemczech już się przekonali o tym, że gdy Hakan Calhanoglu podchodzi do uderzenia z rzutu wolnego to każdy bramkarz powinien drżeć. Tym razem nie było inaczej, choć najwidoczniej bramkarz Magdeburga zadrżał trochę za bardzo. Po niepewnej interwencji golkipera gospodarzy, piłka zatrzepotała w siatce.
Po szybkim objęciu prowadzenia przez gości, tempo meczowe nabrało statyczności i na kolejny groźny strzał czekaliśmy do 16 minuty, kiedy to Drmić uderzył piłkę z za pola karnego, jednak jego uderzenie sparował Glinker.
Kilka minut później Bayer miał doskonałą szanse na podwyższenie wyniku. Po zamieszaniu w polu karnym, do piłki pierwszy doskoczył Jedvaj, jednak jego strzał kapitalnie został wybroniony przez golkipera gospodarzy.
Skoro nie udaje się strzelić kolejnej bramki to często się dzieje tak, że się wtedy ją traci. Taka sytuacja miała miejsce w 28 minucie, kiedy to piłkę w środku pola stracił Papadopulous, a jego błąd wykorzystał Beck, dogrywając piłkę do wychodzącego Siefkesa, który mocnym uderzeniem pokonał niepewnie interweniującego Bernda Leno.
Strata bramki negatywnie podziałała na Aptekarzy. Nerwowa i niedokładna gra gości mobilizująco podziałała na zawodników Magdeburga, którzy zaczęli grać agresywnie, stosując wysoki pressing, z którym Bayer nie mógł sobie kompletnie poradzić.
Bezradność w grze Aptekarzy pozostała już do końca pierwszej połowy. Przed przerwą jeszcze szanse na objęcie prowadzenia miał Bayer, jednak strzał Sona poleciał prosto w kierunku Glinkera, który nie miał problemów z wyłapaniem futbolówki.
W przerwie spotkania doszło do pierwszej zmiany w ekipie gości. Roger Schmidt wprowadził na boisko Robbiego Kruse, który zastąpił strzelca bramki Hakana Calhanoglu.
Od pierwszych minut po przerwie Aptekarze ponownie postanowili przejąć inicjatywę. Powolne rozgrywanie ataku pozycyjnego, nie była jednak receptą na dobrze dysponowanych dzisiaj piłkarzy Magdeburga. Każda próba akcji kończyła się prostą stratą. Pierwsza groźna sytuacja miała miejsce w 54 minucie, kiedy to świeżo wprowadzony Kruse oddał groźny strzał z za pola karnego, po którym Glinker wypluł futbolówkę przed siebie, jednak nie było nikogo, kto mógłby dopełnić formalności.
Druga połowa wyglądała jak przysłowiowe „flaki z olejem”. Spotkanie to łudząco zaczęło przypominać pojedynki drużyn z polskiej A klasy. Aptekarze grali chaotycznie, kompletnie bez żadnego pomysłu na grę, bez żadnych klarownych sytuacji do wyjścia na prowadzenie.
Cały mecz przebiegał czysto, beż żadnych brutalnych faulów. Wszystko to zmieniło się diametralnie w 63 minucie, kiedy to arbiter otworzył worek z kartkami. Żółtkiem zostali ukarani Papadopulous i Kiessling, a 15 minut później czerwoną kartką został ukarany Son, za bezmyślne kopnięcie rywala. W obecnym sezonie Aptekarze nie potrafią utrzymywać nerwy na wodzy, gdyż jest to już czwarte spotkanie w tym sezonie, które kończą w osłabieniu. W między czasie na boisku pojawił się Levin Öztunali, który zmienił kapitana Bayeru Larsa Bendera.
Przebieg spotkania nie zmienił się już do końca regulaminowego czasu gry. Niezbędna do rozstrzygnięcia wyniku spotkania była dogrywka.
Pierwsza połowa dogrywki nie przyniosła większych emocji. Jednym z ważniejszych wydarzeń było wprowadzenie Juliana Brandta za Josipa Drmica, tym samym Roger Schmidt wykorzystał już wszystkie rotacje dzisiejszego wieczoru.
Druga połowa nie przyniosła niczego lepszego. Wręcz przeciwnie. W 109 minucie spotkania bardzo dobrą szanse na objęcie prowadzenia mieli gospodarze, kiedy to Hebisch uderzył z powietrza, lecz piłka zatrzymała się na poprzeczce bramki Leno.
Czego nie udało się strzelić wcześniej to udało się już w 114 minucie. Niclas Brandt otrzymuje podanie przed pole karne i pięknym uderzeniem w okienko nie daje żadnych szans Leno. Na całym stadionie zapanowała euforia, zaś na ławce Aptekarzy konsternacja.
Jedynym wyjściem Bayeru na uniknięcie porażki z czwartoligowcem było zaatakowanie całym zespołem. Na stadionie w Magdeburgu przez chwile zapachniało sporą sensacją, jednak szansę na zwycięstwo dał Grek Kryriakos Papadopoulos, który strzałem głową umieścił piłkę w siatce, wykorzystując świetnie wykonany rzut wolny przez wprowadzonego niedawno Brandta.
Rezultat remisowy nie zmienił sie już do końca spotkania i do rozstrzygnięcia tego pojedynku potrzebny był konkurs rzutów karnych.
Do pierwszego rzutu karnego podszedł Emir Spahić, który niestety spudłował. Już na samym starcie czwartoligowiec był na wygranej pozycji, gdyż swój rzut karny wykorzystał Hammann. W następnych dwóch turach obie drużyny pewnie wykorzystały swoje jedenastki. W następnej turze, piłkę na wapnie umieścił Stefan Kiessling, który nieszczęśliwie skierował piłkę w poprzeczkę. Sytuacja Aptekarzy wydawała się tragiczna, gdyż Magdeburg miał ąż dwie szansy do wykorzystania, żeby przejść do następnej rundy DFB Pokal. Jednakże stało się coś niewiarygodnego. Obie szanse zostały zaprzepaszczone przez zespół z Magdeburga, a przy trafieniu Brandta na tablicy świetlnej po raz koljeny widniał wynik remisowy. W ostatniej kolejce rzutów karnych zwycięsko po raz kolejny wyszedł Leno, wybraniając jedenastkę Fuchsa, która okazała się decydującą. Leno udowodnił, że zeszłoroczny przydomek „elfmeterkiller” nie został mu przyznany bez powodu.
Tym samym Bayer awansował do kolejnej rundy DFB Pokal, lecz był to awans okupiony męczarnią. Szczęście na koniec sprzyjało Aptekarzom, jednak na samym szczęściu nie można dłużej polegać, w szczególności przy tak słabej grze. Mimo wszystko był to zespół z czwartej ligi, z którym Bayer powinien wygrać pewnie i efektownie. Zwycięstwo jest jednak zwycięstwem i wszyscy kibice z Leverkusen mogą teraz odetchnąć z ulgą.