Zamieszanie wokół Christopha Kramera nie ustaje, w czym swój udział ma sam zawodnik. Dzięki anegdotce z bezpośredniego pojedynku pomiędzy Niemcami a Argentyną o tytuł najlepszej drużyny na świecie, gdy zamroczony po uderzeniu w głowę pomocnik pytał sędziego, czy aby na pewno to finał, nazwisko Kramera poznali nawet dziennikarze z naszego rodzimego mainstreamu, dla których Bundesliga kręci się wokół dwóch klubów i jednego piłkarza (wcześniej było to całe trio).
To dziwne, ponieważ zawodnik ten na mundialu grał ogony. O ile jednak zamieszanie mediów wokół Kramera jest czymś niecodziennym, o tyle zainteresowanie klubów już nie. Bo to piłkarz nieprzeciętny na swojej pozycji, mogący stanowić wzmocnienie dla większości klubów z Bundesligi. I nie tylko. Jeszcze do niedawna dość intensywnie swe zainteresowanie Christophem wyrażało choćby włoskie Napoli.
Nic dziwnego, że Rudi Völler czuje się zaniepokojony. Za rok z Leverkusen prawdopodobnie odejdzie Stefan Reinartz, który nie chce przedłużyć kontraktu, a Lars Bender tym razem może uznać, że jednak zasługuje na transfer do Arsenalu, gdy powróci do dawnej dyspozycji… a jeśli nie powróci, oznaczać to będzie, że jednak nie jest piłkarzem takiego formatu, jakiego się po nim spodziewano jeszcze rok temu. Simon Rolfes będzie o rok bliżej w kierunku końca kariery, Gonzalo Castro zaczyna pomału, dyskretnie wzdychać z tęsknoty za ojczyzną przodków, a Dominik Kohr składu Augsburga na wypożyczeniu nie zawojował.
Kramer jest więc postacią bardzo istotną w snutych przez włodarzy Bayeru planach na przyszłość. Rudi Völler postanowił wobec tego z właściwym sobie wdziękiem przypomnieć publicznie piłkarzowi, że może i w Mönchengladbach mu całkiem dobrze, ale jest piłkarzem Bayeru i za rok wraca do Leverkusen, choćby się waliło i paliło, basta. Postanowione. Rudi tupnął nogą.
Samemu zainteresowanemu najwyraźniej takie podejście nie w smak. Piłkarz postanowił skomentować zamieszanie wokół własnej osoby: – To niemiłe, być przesuwanym tu i tam. Dlatego tylko ja zdecyduję, gdzie widzę swoją przyszłość.
Zawodnik podkreśla, że wiele zawdzięcza Bayerowi, ale jak widać, procentują w tym wypadku długoterminowe wypożyczenia, które szczególnie w przypadku młodych piłkarzy są strzałem w stopę. W Leverkusen to norma: Malcolm Cacutalua został wypożyczony do Greuther Fürth na dwa sezony. Arkadiusz Milik po jednej rundzie poszedł w odstawkę, kolejny sezon spędzając w FC Augsburg, by z automatu zostać wypożyczonym do Ajaxu Amsterdam. Dominik Kohr, również nie mieszczący się w składzie, także został wypożyczony do Augsburga, na dłużej niż jeden sezon. Joel Pohjanpalo nawet nie zadebiutował w składzie Aptekarzy – od razu po transferze z Helsinek został zesłany na cały sezon do drugiej ligi, a konkretnie do VfR Aalen. Kolejny rok młody Fin spędzi jako napastnik Fortuny Düsseldorf.
Nie każdy ma ochotę wracać z takich wypożyczeń. Młodzi piłkarze dopasowują się do nowego otoczenia i nie w smak im jego zmiana. Tak było w przypadku Danny’ego da Costy, który zadecydował o kontynuowaniu swej kariery w Ingolstadt. Bayer poszedł drugoligowcom na rękę i czemu by nie? W końcu nikt nie widział akurat tego piłkarza w wizji budowy klubowej kadry.
Zupełnie inaczej będzie w przypadku Christopha Kramera. Bayer potrzebuje tego zawodnika z powodów, które już wymieniłem. Choć środek pomocy Aptekarzy prezentuje się może nie szałowo, ale całkiem solidnie, za rok może być słabym punktem zespołu, wymagającym albo drogich wzmocnień, albo powrotu Kramera.
Oczywiście Bayer jest pracodawcą młodego pomocnika, który ma względem swego klubu pewne obowiązki. Ciekawe jednak, czy Aptekarze wykażą się bezczelną hipokryzją i przywołają ten argument, zapominając całkowicie o żenadzie z Calhanoglu i aferze, jaka towarzyszyła jego odejściu z Hamburger SV.
Mówiąc o tym, że tylko on tak naprawdę może decydować o swej przyszłości, Kramer ma sporo racji. Z niewolnika nie ma pracownika. Völler, jeśli zdecyduje się pójść w zaparte, może co najwyżej narobić sporo smrodu wokół drużyny.
Adrian Liput