Są mecze i są Mecze. Takie, w których miło jest zwyciężyć i takie, w których wygrana jest dla zawodników koniecznością. Imponująca przedmeczowa oprawa kibiców Bayeru nie pozostawiała wątpliwości: w Rheinderby z Kolonią wszelkie kalkulacje miały zejść na dalszy plan. Liczyło się tylko to, by trzy punkty zostały w Leverkusen!
Tymczasem pierwsze dwadzieścia minut spotkania było… nudne. Bayer dość często przyjmował gości na własnej połowie, skąd próbował wyprowadzać kontrataki szybkimi podaniami do przodu, jednak defensywa ekipy dowodzonej przez Petera Stögera była dziś nadzwyczaj skoncentrowana i radziła sobie z takimi wypadami. A stara piłkarska prawda głosi, że jeśli zagra się na zero z tyłu, to i z przodu coś wpadnie…
23 minuta, niegroźna z pozoru sytuacja dla Kolonii, czyli wyrzut z autu na wysokości pola karnego. Frederik Sörensen złapał piłkę, wziął zamach i posłał futbolówkę prosto w pole karne rywali niczym największy (podobno) specjalista od Bundesligi w polskiej telewizji za swych najlepszych lat w Schalke. Piłka bez większych przygód dotarła do Sehrou Guirassy’ego, a ten z łatwością oszukał Jonathana Taha i z bliska słabym strzałem posłał ją do bramki obok bardziej upadającego niż interweniującego Bernda Leno.
Do przerwy Aptekarze grali bez większego ciśnienia na wyrównanie, zupełnie jakby chcieli powtórzyć scenariusz z zeszłotygodniowej potyczki z Borussią Mönchengladbach. Do przerwy 1-0 prowadzili przyjezdni, a jedyną naprawdę groźną sytuację miał Kai Havertz: w 32 minucie po dośrodkowaniu Wendella uderzył mocno na bramkę, jednak skuteczna interwencja Dominika Heintza sprawiła, że piłka po rykoszecie wyszła na rzut rożny. Jeśli już o rykoszetach mowa, to gospodarze mieli także sporo szczęścia, gdy w doliczonym czasie gry pierwszej połowy jeden z nich uratował im skórę w podobny sposób.
Bayerowi brakowało ewidentnie typowego żądła do wykańczania akcji ? częstym obrazkiem podczas ataków w pierwszej połowie był zawodnik ze skrzydła wbiegający na pozycję do dośrodkowania, gdy tymczasem nie było komu dośrodkowywać. Heiko Herrlich zareagował i na drugą połowę wpuścił Lucasa Alario za Kaia Havertza. Dość topornego w roli prawego obrońcy Panosa Retsosa zastąpił z kolei Benni Henrichs.
No i zaskoczyło.
Zaczęło się całkiem niewinnie, od uderzenia Kevina Vollanda z woleja w 51 minucie. Pozycja była niewygodna, Kevin odchylony, zatem nic dziwnego, że piłka bez większego zagrożenia przeleciała nad poprzeczką.
Trzy minuty później wszystko zagrało po myśli kibiców SVB. Składna akcja, piłka przemykająca od nogi do nogi między sztywnymi obrońcami FC Köln, wreszcie Volland wykonujący perfekcyjne prostopadłe podanie w tempo do wbiegającego za plecy defensorów Leona Baileya… Wszystko to przygotowało grunt pod pięknego gola. Skrzydłowy z Jamajki z najwyższym spokojem minął Timo Horna i posłał piłkę do pustej bramki.
Gospodarze nie próbowali na siłę pójść za ciosem, natomiast Kozły nieco ożywiły swe poczynania ofensywne, na skutek czego mecz nieco się wyrównał, choć wciąż przewagę zachowywali piłkarze Bayeru. W 65 minucie mocno po ziemi z ostrego kąta uderzał Bailey, jednak dobrze ustawiony Horn wybił piłkę nogami. Chwilę później bramkarz z Kolonii ponownie mógł się wykazać wysokimi umiejętnościami, gdy po podaniu Baileya na lewo zbiegł Julian Brandt, po czym uderzył może niezbyt mocno, za to całkiem precyzyjnie. Horn był na posterunku i zbił piłkę.
Goście mieli swoją szansę na wyrównanie w 70 minucie. Przy kontrataku pogubiła się zupełnie obrona die Werkself, piłka dotarła do Leona Bittencourta, który uderzył pod poprzeczkę. Leno wypiąstkował mocny strzał na rzut rożny.
Odpowiedzią Aptekarzy był kolejny gol. W 74 minucie rzut rożny bił Wendell. Piłka znalazła ustawionego na jedenastym metrze Taha, który delikatnie trącił ją głową w kierunku bramki przeciwnika. Tam z wystawioną nogą czekał już upadający na murawę Sven Bender. Obrońca Bayeru wykorzystał chaos i wpakował piłkę do siatki!
Nadzieje piłkarzy z Kolonii zgasły ostatecznie na pięć minut przed końcem regulaminowego czasu gry, gdy kapitalną jednoosobową kontrę wyprowadził Bailey. Jamajczyk minął ostatniego obrońcę i popędził na bramkę, w ostatniej chwili podając piłkę do Vollanda, który spokojnie dopełnił formalności. Gooooooo… Nie, wcale nie gol, bo grubo po tym, jak wszyscy zdołaliśmy przyzwyczaić się do komfortu dwubramkowej przewagi, nagle na ziemię sprowadził nas VAR. Arbiter zasiadający przed kamerami dopatrzył się ręki u Baileya przy wyprowadzaniu akcji. Bramka została unieważniona ? kolejny moment frustracji dla kibiców Bayeru, którzy chyba pomału mogą zacząć snuć teorie spiskowe na temat tego, czy nowa technologia nie została aby wprowadzona tylko po to, żeby szybciej osiwieli z wściekłości. Gdyby jeszcze decyzje zapadały odrobinę szybciej… Ok, nie miejsce to i nie czas.
Zwycięstwo udało się dowieźć do końca, bez większych przeszkód ze strony zawodników FC. Kolonia pozostaje na dole tabeli, Bayer pnie się w górę… Czy można sobie wyobrazić piękniejszą sobotę dla fana SVB?