W trakcie pierwszego w tym sezonie meczu pod wodzą Saschy Lewandowskiego w oczy rzucał się protestacyjny transparent kibiców rozżalonych po zwolnieniu Samiego Hyypii. Za czym tęsknili jego autorzy? Za gonieniem wyniku z drużyną potencjalnie słabszą, za waleniem głową w mur podczas kolejnych beznadziejnych ataków, za grą bez polotu, za straconą decydującą bramką w końcówce spotkania?
Mecz zaczął się od mocnego akcentu: piłkarze nie zdążyli dobrze wejść w spotkanie, gdy Bayer zaprezentował swą firmową akcję z zeszłego sezonu, czyli podanie z głębi pola na skrzydło i błyskawiczną wrzutkę do dopełniającego formalności napastnika. W roli inicjatora akcji wystąpił tym razem Emre Can, który zagrał do wychodzącego na pozycję do dośrodkowania Giulio Donatiego. Włoch w pełnym biegu, bez przyjęcia, posłał piłkę w pole bramkowe Herthy, gdzie specjalista od strzałów głową, Stefan Kiessling, nie dał żadnych szans Thomasowi Kraftowi.
Po trafieniu w 1. minucie Bayer mógł natychmiast pójść za ciosem, gdy piłka trafiła do znajdującego się przed polem karnym Herthy Gonzalo Castro. Pomocnik Bayeru uderzył mocno z powietrza, futbolówka minęła jednak bramkę rywali.
Prawdziwą bombą w tym spotkaniu popisał się jednak Sebastian Boenisch. Polski obrońca w 19. minucie huknął potężnie z dystansu prosto w poprzeczkę; gdyby przymierzył odrobinę niżej, bezradny Kraft nie mógłby odetchnąć z ulgą, zaś kibice i piłkarze Bayeru cieszyliby się z przepięknego trafienia.
W początkowym okresie spotkania ataki Herthy były niemrawe, a jednak w 23. minucie obramowanie bramki przyszło z pomocą gospodarzom. Z dystansu uderzał Änis Ben-Hatira, piłkę podbił jeszcze nogą Ömer Toprak, ta zaś odbiła się od poprzeczki i wyszła w pole.
Wtedy nastąpił podręcznikowy kontratak Bayeru. Najpierw przewrotką w środkowy rejon boiska posłał piłkę Can. Tam pojedynek główkowy wygrał Kiessling, zagrywając na lewo do Heung-Min Sona. Koreańczyk z kolei podał prostopadle do wychodzącego sam na sam Juliana Brandta, który urwał się Johannesowi van den Berghowi i przepięknym lobem pokonał Krafta. 2-0!
Po zdobyciu drugiej bramki wydawało się, że w tym spotkaniu Bayerowi nie może się już stać żadna krzywda. A jednak 38. minuta meczu przyniosła trafienie kontaktowe dla gości z Berlina. Z rzutu wolnego w pole karne Bayeru dośrodkował Tolga Cigerci. Piłkę trącił głową Sandro Wagner, ta zaś wpadła do bramki tuż przy słupku. Obrona Bayeru, do spółki z Berndem Leno, zaspała kompletnie przy tej sytuacji. Inna sprawa, że bramce towarzyszyła kontrowersja; w momencie dośrodkowania kilku graczy Herthy znajdowało się na spalonym. Blisko linii ofsajdu startował do piłki również strzelec gola.
W końcówce pierwszej połowy przeważała Hertha, ale jej nieliczne strzały nie stwarzały większego zagrożenia. Bayer zwolnił tempo, skupił się raczej na obronie rezultatu, niż na akcjach ofensywnych.
Na szczęście w drugiej odsłonie Aptekarze powrócili do regularnych ataków na bramkę Krafta. W 52. minucie efektownie przez obronę gości przedarł się Can, ale w porę został osaczony przez defensorów Herthy i nie zdołał zakończyć indywidualnej akcji strzałem. Chwilę później z kilkunastu metrów uderzył na dalszy słupek wbiegający z prawego skrzydła Brandt, jednak strzał okazał się niecelny.
W 55. minucie uderzenia spróbował Son, który efektownie przełożył sobie piłkę na prawę nogę, po czym próbował zakręcić ją na dalszy słupek. Strzał minął bramkę, więc Kraft nie musiał się trudzić interwencją.
Bayer miał przewagę, Hertha nie ograniczała się jednak tylko do defensywy. Po godzinie gry indywidualnie w polu karnym gospodarzy szarpnął Sami Allagui, ale Leno sparował na rzut rożny jego strzał z ostrego kąta.
Po krótkim okresie przewagi Herthy Bayer złapał kolejny oddech i zamiast bronić jednobramkowej przewagi, ruszył do ataku. Na dwadzieścia minut przed końcem w zamieszaniu w polu karnym drużyny z Berlina bliski umieszczenia piłki we własnej bramce był Wagner, futbolówkę wybił jednak ustawiony na linii van den Bergh.
Między 74. a 76. minutą meczu miały miejsce dwie kontrowersyjne sytuacje, w których zdaniem piłkarzy Leverkusen – najpierw Sona, a następnie Donatiego – po ich podaniach piłka odbijała się od rąk interweniujących obrońców. Powtórki wyraźnie pokazały zagrania ręką, ale arbitrzy pozostali niewzruszeni.
Dziesięć minut przed końcem regulaminowego czasu gry do pozycji strzeleckiej na linii pola karnego Bayeru doszedł Nico Schulz, uderzył jednak ponad bramką Leno. W końcówce przed szansą na wyrównanie stanął jeszcze Allagui, ale ustawiony na krótkim słupku, uderzył piętą obok bramki po podaniu Petera Pekarika.
Bayer bronił się mądrze, był stroną dominującą i prowadzącą grę, zatem dzisiejsze zwycięstwo można uznać za w pełni zasłużone. Inna sprawa, że Hertha, szczególnie w drugiej połowie, gdy powinna intensywnie gonić wynik, wyglądała na drużynę pogodzoną z własnym losem. Świetny mecz zapisali na swe konto strzelcy bramek. Stefan Kiessling często dochodził do sytuacji strzeleckich, wygrywając pojedynki główkowe z obrońcami rywali, z kolei Julian Brandt dzisiejszą postawą udowadnia kibicom z Leverkusen, że nie ma żadnego powodu, by płakać po odchodzącym po sezonie do Schalke Sidneyu Samie.