Mój pierwszy tekst w ramach ?Aptekarskiego pióra” miał być pozytywny. Pozytywny o Bayerze. Ubzdurałem sobie na początku roku, że rozpocznę cykl. Może ten cykl później przerodzi się w bloga. Taki miałem plan, który zakładał, że napiszę też coś na początku miłego o Bayerze. Wyniki jednak nie pozwalały mi na to. Czekałem, czekałem i czekam wciąż. Doszedłem więc do wniosku, że nie ma co zwlekać. Kawa na ławę – miło nie będzie.
Przypomniały mi się ostatnio słowa Mateusza Borka z meczu Polska-Austria na Mistrzostwach Europy w 2008 roku. Gdy Austriacy, po najbardziej kontrowersyjnym rzucie karnym w historii polskiej piłki, ustalili w doliczonym czasie gry wynik na 1:1, komentator wydusił tylko: I co ja mam Państwu teraz powiedzieć?
Bezradność.
Mógł w tym momencie zakląć, ale nie wypadało. Mógł ?przejechać się” po arbitrze tamtego meczu Howardzie Webbie, ale nie wypadało. A może mógł po prostu już nic do końca nie mówić? Sorry, nie za to mu płacą. Sam się zastanawiałem wtedy, co komentator może powiedzieć mądrego w tak trudnej i niezrozumiałej sytuacji dla wszystkich kibiców?
Bezradni są też w ostatnich tygodniach zawodnicy Bayeru. Oni mogą nieco więcej. Mogą kląć, mogą kłócić się z sędzia. Niestety – wybrali także ?nicnierobienie”, dlatego nie obserwujemy w ich grze ostatnio wiele dobrego. Bezradny jest też trener Sami Hyypia, który właśnie dostał tydzień czasu na przygotowanie się do poprawki na razie najtrudniejszego trenerskiego egzaminu w jego karierze.
Wydaje się, że mimo ciągłych zapowiedzi, nikt nie widzi drogi do wyjścia z kryzysu. Nikt przecież nie da się nabrać na pokazywane przez zawodników kciuki w górę po nieudanych zagraniach. Bayer ewidentnie nie miał ostatnio pomysłu na poprawę fatalnej dyspozycji.
***
Kibicuję Bayerowi od niemal 17 lat. Pamiętam samobój Ballacka i Unterhaching. Pamiętam wolej Zidana i interwencje Casillasa. Pamiętam gol Ewertona i łzy Calmunda.
Pamiętam 24 maja 2003 roku, gdy zestresowany śledziłem telegazetę na niemieckim kanale Sat.1. Były tam wyświetlane wyniki na żywo spotkań Bundesligi. Jeśli wynik oznaczony był kolorem różowym, spotkanie trwało. Zmiana na niebieski oznaczała zakończenie meczu. Tego koloru oczekiwałem wtedy z mocno zaciśniętymi kciukami. Pamiętam jak dziś, że Bayer wygrał po golu Yildiraya Bastürka na wyjeździe z Norymbergą i rok po tym jak zagrał w finale Ligi Mistrzów i Pucharu Niemiec, jak do ostatniej kolejki walczył o mistrzostwo ligi, tym razem dopiero w ostatniej serii spotkań zapewnił sobie utrzymanie w Bundeslidze.
Wyniki zmieniły się na niebiesko. Bayer wygrał, Arminia Bielefeld przegrała. Okropny sezon się kończy, ale tamten strach pozostał w pamięci.
***
Bayerowi nie kibicuje się łatwo. Sinusoida wyników, które lubią serwować Aptekarze, wymaga ogromnej wyrozumiałości.
Ten sezon jest jedna wybitnie trudny do zrozumienia. Gdyby bowiem ktoś w sierpniu powiedziałby mi, że Bayer do pierwszej marcowej kolejki przystąpi z pozycji wicelidera – byłbym szczęśliwy, brałbym to w ciemno. Gdyby mi ktoś wtedy powiedział, że Bayer wyjdzie z grupy Ligi Mistrzów z Manchesterem United, Szachtarem, Realem Sociedad – wow, byłoby super, znów biorę w ciemno. Gdybym został uprzedzony, że w kolejnej rundzie wstydliwie wysoko ulegnie PSG – pomyślałbym: spoko, przynajmniej zarobiliśmy dużo kasy, przegraliśmy z mocniejszymi od siebie.
Ale spoko nie jest. Gdyby te siedem porażek, które Bayer do tej pory poniósł w Bundeslidze, rozłożyć na cały sezon, nikt by specjalnie nie marudził. Problem w tym, że Bayer od momentu, gdy wygrał trzy z kolei wyjazdowe, bardzo trudne spotkania kolejno z Freiburgiem (awans w Pucharze Niemiec), Dortmundem (umocnienie się na pozycji wicelidera Bundesligi) i Realem Sociedad (wyjście z grupy Ligi Mistrzów), totalnie przestał grać w piłkę. Męczarnia dla piłkarzy, męczarnia dla kibiców. Jakby presja, która towarzyszyła tym meczom, zabrała piłkarzom wszystkie siły i do dziś nie oddała.
Nagle bowiem przestaje działać magia niezdobytej BayAreny. Nagle leją Aptekarzy zespoły z nizin tabeli, ze wstydliwymi seriami porażek, bez zwycięstw. Nagle dość regularnie trafiający Stefan Kiessling zdobywa jedną bramkę w dwunastu oficjalnych meczach.
Trudno to zrozumieć i wytłumaczyć, choć, gdy się sięgnie pamięcią wstecz, podobnych wiosen w wykonaniu Bayeru było kilka. Dlatego niestety wróciły znów kontrastujące ze sobą obrazy bezradności i wielkich oczekiwań. Wiary w wielkie umiejętności piłkarzy i brutalnej weryfikacji. Dumy i radości do przykrych wspomnień i zwątpienia.
***
Piszę jednak te niełatwe dla kibica słowa i ciągle przypominam sobie, że w końcu Bayer nadal jest drugi. I znów pozostaję bezradny, bez pomysłu, bez ostatecznych wniosków, dostrzegając światełko w tunelu.
Martin Huć