Wieści z Bundesligi: kiepskie wyniki Schalke Gelsenkirchen głową przypłacił trener tego klubu, Jens Keller (stając się tym samym drugim po Mirko Slomce szkoleniowcem, który w sezonie 2014/15 stracił pracę w Bundeslidze). Jego następcą mianowano Włocha, Roberto di Matteo. Kibice Schalke nie zareagowali na tę nominację ze specjalnym entuzjazmem, dając do zrozumienia, że choć za takim nieudacznikiem jak Keller trudno tęsknić, wygląda na to, iż zarząd Königsblauen chce im to umożliwić. Podobną tęsknotę niemiecka prasa – czytaj: Bild – próbuje wzbudzić w fanach futbolu z Leverkusen.
Rok temu było lepiej – taki wniosek można wysnuć z tweeta opublikowanego dziś rano przez profil niemieckiego szmatławca. Owszem, prawdą jest, że po pierwszych siedmiu kolejkach zeszłego sezonu zespół Samiego Hyypii miał na koncie aż sześć punktów więcej niż dzisiejszy Bayer. To jednak jeszcze nie powód, by tęsknić za fińskim trenerem, zważywszy na jego błądzenie we mgle podczas wiosennego kryzysu tak głębokiego, że pewnie będziemy go wspominać jeszcze przez wiele lat.
Obecne kłopoty Bayeru wydają się przy tym mało znaczące, przejściowe. Co oczywiście nie znaczy, że można je zlekceważyć i zaakceptować obecny stan rzeczy. Nie będę w tym miejscu wymieniał wszystkich aspektów gry Aptekarzy, które wymagają natychmiastowej poprawy, szkoda miejsca na stronie na kolejne pisanie o mankamentach zbyt radosnego, niezdyscyplinowanego stylu, zbyt wysokiej linii obronnej, podatności na kontry itp.
Jednym z powodów, dla których Bayer w obronie wygląda kiepsko, jest fakt, iż Rogerowi Schmidtowi notorycznie wypadają ze składu zawodnicy defensywni, którzy albo doznają kontuzji, albo muszą pokutować przez zawieszenia z powodu czerwonych kartek (nagminne łapanie kartek to zresztą kolejny mankament; można go podciągnąć pod zbyt wysoko ustawianą obronę, która podczas rozpaczliwego powrotu często jedynie brutalnym faulem może ukrócić kontratak rywala). Tylko w ostatnim meczu trener Aptekarzy nie mógł skorzystać z kontuzjowanego Kyriakosa Papadopoulosa (świetny ruch transferowy, przyklasnąć – póki co więcej czasu spędza z klubowymi fizjoterapeutami niż z kolegami na treningach) oraz z pokutującego za czerwoną kartkę Emira Spahica. Wcześniej przez kilka kolejek zespół musiał radzić sobie bez lidera defensywy, Ömera Topraka. Teraz na skutek kłopotów z piętą wypadł Sebastian Boenisch, jednak niektórzy z kibiców Aspiryn nie poczytują tego w kategoriach osłabienia. Nic dziwnego, że mnóstwo roboty ma Tin Jedvaj. Jednak nawet młodego Chorwata nie omijają kontuzje – z powodu urazu mięśnia uda wypadł ze zbliżającego się zgrupowania reprezentacji U21 swego kraju.
Skoro jest kryzys – możemy tak nazwać sytuację personalną w obronie, która rzadko kiedy miewa okazję do występu w swym najsilniejszym składzie – musi być ktoś, kto na nim korzysta. W Leverkusen jak na razie na taką właśnie osobę wyrasta Roberto Hilbert.
Człowiek, który jeszcze do niedawna znajdował się jedną nogą poza klubem – trzeci prawy obrońca, przegrywający rywalizację zarówno z Jedvajem, jak i z Giulio Donatim, wydawał się być piątym kołem u wozu – dobrym występem w spotkaniu z Augsburgiem, ukoronowanym asystą przy jedynym, zwycięskim trafieniu dla Bayeru, a także podtrzymaną niezłą dyspozycją w kolejnych spotkaniach, przynajmniej tymczasowo przewartościował hierarchię na prawej stronie defensywy.
Roberto to sympatyczny człowiek. Często komunikuje się z fanami za pośrednictwem facebooka (link), dzięki czemu wiemy, że mocno angażuje się w walkę ze stadionowym rasizmem – był jednym z kopaczy biorących udział w akcji ?Pokaż rasizmowi czerwoną kartkę” – a także trzyma kciuki za swój były klub, Besiktas Stambuł, pokazując, iż było to dla niego nie tylko zwykłe miejsce pracy.
Sympatia sympatią, ale dla nas liczy się przede wszystkim to, co dany piłkarz prezentuje na boisku. Nie ma sensu specjalnie rozpisywać się nad zeszłym sezonem w wykonaniu Hilberta, przerabialiśmy to wielokrotnie, więc tylko gwoli podsumowania – czasem było nieźle, ale generalnie wydawało się, że Bayer to za duży klub dla starzejącego się piłkarsko byłego gracza Stuttgartu i Besiktasu.
W lecie Hilbert miał wrócić do Stambułu, jednak plan albo nie wypalił, albo okazał się zwyczajną dziennikarską plotką, jakich wiele w okresie trwania okna transferowego. Roger Schmidt dawał 29-latkowi (już za nieco ponad tydzień stuknie mu trzydziestka) całkiem sporo szans w sparingach, rozdzielając minuty po równo między niego i Donatiego. To Włoch był jednak pewniakiem do występów w pierwszym składzie, przynajmniej dopóki na jego pozycję nie zaczęto przymierzać utalentowanego – i talent potwierdzającego dobrymi występami – Jedvaja.
Tak więc z początkiem sezonu sytuacja Hilberta prezentowała się beznadziejnie. Piłkarz nie mieścił się nawet na ławce rezerwowych, mimo to wydał oświadczenie, w którym zapowiedział walkę o miejsce w składzie. Wszyscy przyjęli tę deklarację z pobłażaniem, tymczasem doświadczony prawy obrońca potrafił udowodnić, że nie powiedział jeszcze w Leverkusen ostatniego słowa.
Pewnym przełomem było spotkanie towarzyskie z St. Pauli rozgrywane podczas pierwszej w tym sezonie przerwy na mecze reprezentacji narodowych. Bayer zremisował z gośćmi z Hamburga 2-2, a Hilbert zaliczył w tym meczu bramkę i asystę. Trener miotał nim jednak po całym boisku, w pierwszej połowie nakazując grę na lewej obronie, w drugiej zmieniając mu pozycję na prawego skrzydłowego. Zdawało się, że Schmidt po prostu nie widział Hilberta na prawej obronie, a może po prostu traktował go w kategoriach zapchajdziury, który mógłby wchodzić z ławki na jedną z kilku ewentualnych pozycji. Potwierdzeniem pierwszej tezy mógł być fakt, że w spotkaniu z Wolfsburgiem, gdy Bayer stracił na skutek czerwonej kartki nominalnego prawego defensora (Donati), Schmidt w przerwie meczu posłał na tę pozycję z ławki Sebastiana Boenischa, a więc lewego obrońcę, dla którego prawa strona jest pozycją jedynie opcjonalną, nie zaś Hilberta, choć ten również znajdował się w kadrze meczowej.
Potem był jednak prawdziwy przełom Roberto, czyli przywoływany już mecz z Augsburgiem. Do występu tego piłkarza nie doszłoby jednak, gdyby nie korzystny dla niego splot okoliczności. Za czerwoną kartkę otrzymaną w spotkaniu z Wilkami pauzować musiał Donati, zaś wciąż kontuzjowany był Toprak, zatem trener podjął decyzję o przesunięciu na środek Jedvaja. Na prawej stronie – co do tej pory wydawało się mało prawdopodobne – zrobiło się miejsce dla Hilberta.
Za mecz z Augsburgiem Roberto dostał od kickera notę 2,5 – najwyższą w zespole, którą prócz niego otrzymał jeszcze Bernd Leno. Kolejne trzy spotkania (w tym starcie w Lidze Mistrzów z Benficą) nie były w jego wykonaniu aż tak spektakularne, ale nagle okazało się, że to Donati stał się tym trzecim spośród klubowych prawych obrońców. W ostatnim meczu z Paderborn Hilbert znów wybiegł w podstawowym składzie, jednak nie wiadomo, czy byłoby podobnie, gdyby grać mógł zawieszony Spahic, zastępowany na środku defensywy przez ujawniającego niesamowity potencjał na prawej stronie Tina Jedvaja.
Jedno jest pewne – Hilbert swoją szansę wykorzystał. Może niekoniecznie wdarł się do pierwszego składu, na takie wnioski jest zdecydowanie za wcześnie (poza tym nie oszukujmy się, aż tak dobrze Roberto nie gra), ale przynajmniej udowodnił wszystkim, że wciąż może być przydatny dla drużyny, choćby jako rezerwowy. Jednak czy Bayer przedłuży z nim wygasający po sezonie kontrakt? Mocno wątpliwe.
Adrian Liput