Najprościej powiedzieć, że zabrakło skuteczności. W Rzymie mieliśmy 1:0 dla gospodarzy, czyli wynik, który w żaden sposób nie przesądzał o tym, kto zagra w wielkim finale. W końcu każde jednobramkowe zwycięstwo gospodarzy dawało niemieckiemu zespołowi dogrywkę.
Mecz do jednej bramki
Kiedy jedna z drużyn odnosi wysokie zwycięstwo, można usłyszeć stwierdzenie, że było to spotkanie do jednej bramki. Gdy śledziło się wydarzenia w Leverkusen, można było odnieść wrażenie, że przekonujące zwycięstwo Bayernu jest kwestią czasu. Oczywiście Roma zaczęła odważnie – na stadionowym zegarze nie wybiła jeszcze pierwsza minuta, a Lorenzo Pellegrini chciał postraszyć Lukasa Hradeckiego. Na szczęście dla zawodników Xabiego Alonso chybił. Był to moment, kiedy można było się spodziewać, iż czeka nas fascynujące widowisko. Tak się jednak nie stało – to był pierwszy i ostatni strzał rzymian w tym spotkaniu. Wydarzyło się coś, co na najwyższym poziomie jest naprawdę bardzo rzadko spotykane.
Z drugiej strony gości trzeba też pochwalić. Koncentracja przede wszystkim na obronie może się nie podobać, ale Jose Mourinho i jego piłkarze pokazali, iż można się bronić mądrze. Gospodarze oddali 23 strzały, z czego 6 z nich znalazło drogę do bramki. Tymczasem współczynnik xG (gole oczekiwane) wyniósł zaledwie 0,95. To pokazuje, że ze statystycznego punktu widzenia Bayer zapracował sobie na jednego gola. Goście mieli więc trochę szczęścia, ale nie tyle, ile wielu osobom mogłoby się wydawać.
W finale Sevilla
AS Roma w finale Ligi Europy podejmie Sevillę i według bukmacherów możemy spodziewać się wyrównanego starcia. Bukmacherzy zdają sobie sprawę z potencjału Romy i tego, że jej trener jest wybitnym strategiem. Na uwagę zasługują też kursy dotyczące bramek – jak można zauważyć, raczej nie należy nastawiać się na to, że zobaczymy sporo goli.
Warto też śledzić serwisy poświęcone tematyce bukmacherskiej. Informacje ze świata bukmacherki można znaleźć choćby na 888 starz.
Uciekła szansa na sukces?
Trudno, aby po spotkaniu z Romą nie towarzyszyło uczucie niedosytu. Jeśli rywale w całym meczu oddają jeden niecelny strzał, możemy mówić o niemal pełnej kontroli wydarzeń. Niemal, ponieważ duży problem sprawiało to, aby stwarzać sobie klarowne sytuacje. Jak się przekonaliśmy, można oddać 23 strzały i wskaźnik goli oczekiwanych może wynosić mniej niż 1. Futbol to gra, kiedy kontrolę można mieć także wtedy, gdy nie posiadasz piłki lub po prostu się bronisz. Nie można więc powiedzieć, że w rewanżu zabrakło wyłącznie skuteczności. W jakimś stopniu skuteczność zawiodła, ale warto ocenić całe spotkanie w znacznie szerszej perspektywie – może czasem potrzeba było więcej cierpliwości? Kiedy jedna z drużyn dobrze się broni, trzeba szukać choćby minimalnych szans. Czegoś, co pozwoli przedostać się możliwie blisko bramki i oddać groźny strzał.
Rewanż z Romą to niezwykle bolesne doświadczenie dla piłkarzy Bayeru i Xabiego Alonso. Były piłkarz został trenerem Bayeru w październiku ubiegłego roku. O dotychczasowej pracy Hiszpana można powiedzieć wiele dobrego, ale musimy pamiętać o tym, że to trener, który wciąż ma wiele nauki przed sobą. Można też przypuszczać, że wydarzenia z rewanżowego półfinału naukę tą przyspieszą. Warto też zwrócić uwagę na to, że obaj trenerzy bardzo dobrze się znają. W latach 2010-13 Mourinho trenował Real Madryt, a jednym z piłkarzy tego klubu był właśnie Alonso.
W ogóle Portugalczyk to trener, który w swojej karierze grał pięć finałów i wszystkie wygrał. Często dochodzimy do momentu, w którym miarą wyników jest to, co widzimy w klubowej gablocie. Tymczasem największe sukcesy Bayeru Leverkusen to finał Ligi Mistrzów z 2002 roku i zwycięstwo w Pucharze UEFA w 1988 roku. Nie dowiemy się, jak przebiegałby finał z Sevillą, ale nie ulega wątpliwości, że była szansa na to, aby w gablocie znalazło się kolejne trofeum. Do tego nie można zapomnieć, że zwycięstwo w Lidze Europy to przepustka do rywalizacji w Lidze Mistrzów.
Źródło: www.bayerleverkusen.pl